niedziela, 9 czerwca 2013

Felieton, Idź być monitoringiem gdzie indziej i czemu znowu "już więcej nie piję".

            Myślałem, że po piątkowym koncercie nigdzie się już w ten weekend nie ruszę. Oczywiście, że była to nadzieja płonna. W sobotę imprezę urodzinową urządziła moja serdeczna przyjaciółka. Jechałem do Gugalandra z mocnym postanowieniem, że jadę tylko na „godzinkę, góra dwie, wypić jedno piwo”. Prawdopodobieństwo, że tak będzie było równie wielkie jak moje zdziwienie, gdy dziś rano po wytoczeniu się z autobusu, na telefonie spostrzegłem, że jest 9:00 rano. KTÓRA?!
            Ostatnio spotykałem się z wieloma spojrzeniami w moim kierunku. Nie muszę tłumaczyć, że nie chodzi tutaj o spojrzenia kobiece, które by zdradzały ich chęć do zagadania i umówienia się. Zdecydowanie nie. Chodzi raczej o to, iż ostatnimi czasy noszę na głowie arafatkę, zawiązaną jak bandana. Parę osób witało mnie poprzez arabski zwrot salam alejkum oraz Allachu Akbar. Ale wczorajszej nocy było inaczej. Wychodząc z WC w „Scenie” zaczepiły mnie trzy chorzowianki, z czego jedna, nieduża (lubię nazywać takie „kompaktowymi”) śliczna, blond dziewczyna. „ALE MASZ ZAJEBISTĄ ARAFATKĘ”- usłyszałem i od razu urosłem w klacie o parę centymetrów. I tak przez cały wieczór! Ot, odpowiedź mam dla was złośliwi hejterzy. Od dziś nie noszę jej dlatego, że lubię i tak mi się podoba. Noszę ją żeby dziewczyny zwracały większą uwagę na moją głowę, dzięki czemu odwracają wzrok od mojej piwnej kegi, która dzieli drugi PESEL z Panem Tyłkiem.
            Kiedy obudziłem się ok. 15:00 i usłyszałem przez telefon, że „nigdy więcej nie chcę Cię widzieć w takim stanie ” (mama) zaczął się najgorszy poranek w moim życiu. Wczoraj złamałem wszystkie, ale to wszystkie moje zasady dotyczące picia alkoholu. Jedną z nich jest by nigdy, przenigdy nie mieszać whisky z jakimkolwiek innym alkoholem. Inną jest ta, która mówi by za żadne skarby świata nie mieszać więcej niż dwóch rodzajów alkoholu- z doświadczenia wiem, że takie mieszanki jestem jeszcze w stanie znieść. Istnieje też zasada nakazująca mi, natychmiastowe opuszczenie lokalu, gdy zaczynam mieć poważniejsze problemy ze składnią oraz gdy zaczynam coraz głośniej, parokrotnie powtarzać coś co już powiedziałem. 
            Tutaj jeszcze mała dygresja upamiętniająca drużynę piłkarzykową, która jakieś 12 razy stawała w szranki z naszą drużyną ludzi gór (w składzie Jacek-Kocik, Jacek-Ja, Ja-Dominika). Nie wiem ile razy przegraliście, byliście najbardziej upartą i honorową ekipą, ale Karolina, która grała w waszej drużynie w dwóch ostatnich meczach podniosła poziom gry do czegoś między Walhallą i Olimpem. Nie wspomnę, że moim partnerem w tych meczach był hipsterski gość, który wcześniej grał w gejowskie rzutki a okazał się znakomitym graczem, którego po kolejnej niesamowitej wygranej uściskałem jak rodzonego brata.
            Jednak zawsze, nawet jeśli na wspomnienie swojego stanu mam delikatny uśmiech, to znajdzie się ktoś kto się musi perfidnie przywalić. Nie ma, że wyjątek bo mam nieludzkiego kaca, słońce wypala mi mózg a zebranie się do sklepu, 10 minut drogi od mojego domu, zajęło mi ponad 4h. Zapytano mnie, czy ja, na tej swojej filologii nie mam czegoś takiego jak sesja. Oczywiście nastąpiła burzliwa kaskada, którą z technicznej strony nazwałbym dyskusją. Praktycznie nazwałbym to czyimś „bólem dupy” na to, że mam czas żeby się bawić. Choć i moje stwierdzenie okazało się mylne ponieważ ta osoba „lubi mnie denerwować, ma z tego fun”. Od razu skojarzyło mi się to z moją babcią. Babcię P. kocham serdecznie za wszystko i nigdy się mojej gigantycznej miłości wnukowskiej nie zaprę. Kocham ją za: stanie w oknie, plotkowanie o czyimś życiu, wtrącanie się w nie, posiadanie prywatnej siatki szpiegowskiej w dzielnicy (której nie sprostało by ani KGB ani FBI,), irytowanie mnie, zaczepianie, opowiadanie tekstów i dowcipów, których sprośność czasem nawet mnie zadziwia, za jej „złote rady”, krzyczenie po mnie, moralizowanie, zaciąganie do kościoła, upominanie, słynne obiady, poobiednie drzemki, chrapanie. Różnica jednak jest taka, że babcia do tego wszystkiego ma święte prawo związane z jej wiekiem, tym, że jest seniorką rodziny no i tym, że robi to w takim stylu, że nie sposób jej za to nie kochać. Jest emerytką z jajami. Niestety babcia ma zdecydowanie zbyt dużo wolnego czasu, którego skuli braku nogi (i kilku innych narządów, które teoretycznie są do życia niezbędne) nie może spożytkować na spacery i inne przyjemność wieku emerytalnego. Dlatego jak większość seniorów robi jako „osiedlowy monitoring” i zajmuje się moim kuzynem. Czemu przytaczam tutaj opowiastkę o babci? Żeby Tobie, droga osobo, która niemal na pewno to przeczyta, uświadomić, że moja 63 letnia babcia ma więcej wigoru niż Ty, no i jak chce mnie „denerwować bo lubi” to robi to z klasą jakiej ty mieć nigdy nie będziesz. Więc zamiast sterczeć w internetowym oknie, robić za „osiedlowy monitoring” na fb -idź się upić jak nigdy wcześniej i wrzuć na luz

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz