wtorek, 4 czerwca 2013

Felieton, "Damskie: buty, bootki, buciki, balerinki, baletki............. "

Ostatnio kilkukrotnie przypominano mi o obietnicy felietonu o damskich butach. W końcu i ja stwierdziłem, że to już najwyższa pora. Zapewne nie nastąpiło by to tak szybko, gdyby nie badania rynku firmy ARC Rynek i Opinia, które znalazłem przeszukując sieć.. Otóż raport "Rynek markowego obuwia 2012" mówi nam, że największe markowe salony obuwnicze rozrastają się w zastraszającym tempie. Żeby nie podawać nazw konkretnych firm, powiem wam tylko, że w tym roku największe giganty będą otwierać nawet po 50 nowych salonów. Z czegoś to się musi brać prawda? Bierze się to z niczego innego jak ze zbierackich przyzwyczajeń płci pięknej, sięgających czasów, gdy po jedzenie trzeba było chodzić codziennie do lasu a nawoływać się chrumkaniem i jękami. Kobiety (choć feministki udają, że o tym nie wiedzą) od momentu zamieszkania w pierwszej jaskini zajmowały się głównie zbieractwem, wyrobnictwem i wyciąganiem głów swoich dzieci z paszczy tygrysów szablastozębnych. Faceci wielkości turów brali dzidy i kamienie by upolować mięso i wrócić. Natomiast kobiety szły do lasu i stawały przed trudnym wyborem- co zerwać? Facet miał łatwo, znajdował coś co się rusza (nie jest członkiem rodziny), rozglądał się czy w okolicy nie ma czegoś co urwałoby mu głowę, rzucał czym może i przy odrobinie szczęścia wracał do jaskini taszcząc świeżutką dziczyznę. Płeć żeńska musiała przez setki lat sprawdzać i wybierać co jest jadalne a co nie, żeby nie wytruć rodziny. Założę się, że większość takiej wiedzy zdobywały metodą prób i błędów.
Wiecie do czego dążę, prawda? Do tego, że przyzwyczajenia zbierackie wpajane przez tysiące lat ewolucji przetrwał do dziś, jedynie zmieniły formę.
Kiedy idę do obuwniczego to wybór i kupno butów nie zajmuje mi więcej niż 20 minut. Wiem jakich butów potrzebuję, że muszą być wygodne i nie mogą  przekraczać 200 zł. Wchodzę, udaję się do działu z butami sportowymi lub (częściej) wyjściowymi. Wybieram, sprawdzam komfort i jeśli są ok- idę do kasy, jeśli nie- to do domu bo trwa to już zbyt długo. Kiedy widzę kobietę wchodzącą do obuwniczego, to wygląda to tak jakby przedzierała się przez zarośla, czujnie patrząc na każdą parę jak jest w zasięgu wzroku. Kiedy znajdzie już coś fajnego to słychać : "JEZU! ALE ŚLICZNE! MUSZĘ JE MIEĆ". To słowo klucz, po którym można usłyszeć jęki i rozpaczliwe błagania portfela partnera, którego zaciągnęła do sklepu pod karą szlabanu na igraszki. Opcjonalnie jest to też pisk towarzyszących jej koleżanek.
Czytając dalej raport, dowiaduję się, że: "kobiety kupują buty zdecydowanie częściej niż mężczyźni - aż 54% kobiet przyznało, że kupuje rocznie przynajmniej 4 pary butów". Kiedy to przeczytałem, to zwątpiłem w prawdomówność ARC. Otworzyłem plik z sondą "butowo-torebkową", z której wynika, że średnio, na jedną z dziesięciu zapytanych przeze mnie pań, każda ma ok 25 par. Dwie mistrzynie miały ich ok 60 (tych które znalazły). Najmniejszą ilością było sztuk 14. W tym momencie zamknąłem raport ARC.
14 par butów?! Sprawdziłem ile sam posiadam, mam:
2 pary adidasów (większość znanych mi facetów ubiera je do wszystkiego, byle by pasowały kolorem),
2 pary butów wyjściowych (w "glancach" chodzę często, więc jedne na zmianę gdy drugie są brudne/nienapastowane/przemoczone),
2 pary klapek (w tym jedne "do wszystkiego" i papcie domowe),
trekingi w góry (często robiące też za zimowe, najdroższe buty jakie mam, ok 350 zł- 4 lata temu!),
jedne wyjściowe "do kostki" na zimę.
Każda z moich par ma konkretne przeznaczenie i czas, w którym jest używana. Stąd moje pytanie- po co komuś 14 par? Lepiej- po co komuś 60?! Do tego, jak podaje ankietowana, (ta od "minimum" 60 par) szpilek ma najwięcej a ich cena za parę nie schodzi poniżej 400 zł (+koturny za ok 1000zł). Przecież za równowartość Twoich butów, droga ankietowana nr 9, można kupić sporą wioskę u wybrzeża Kości Słoniowej (wraz z ludnością)! No i na 100% nie używasz w tygodniu ich wszystkich, zapewne niektóre założyłaś tylko raz- do tej kiecki, którą tyle samo razy ubrałaś. Przez całą listę zdażają się też nazwy butów, których wyobrazić sobie nie potrafię, np:
"jarmilki" (lub jarmiłki?)
"czeszki" (koleżanki jarmil(ł)ek?)
"buciki militarki"
"takie na plaże jak są kamienie ;p"
Na Boga! Już co prawda wiem jak wyglądają jazzówki, ale te?
     No i jeszcze pytanie, czym się różnią baletki od balerinek? Baleriny od jazzówek (prócz tego, że te drugie- jak mi pokazano- mają coś jakby obcasik)? A rzemyki i sandały? Przecież te drugie też są często na rzemyki! Nie wspomnę już, że bootki są dla mnie identyczne jak kozaki. Ciekawiej: bootki jakie podrzuciły mi google.pl mogą wyglądać jak kalosze na obcasie lub jak sznurowane szpilki. Jeszcze jedno: po jaką cholerę Ci kierpce?! Jeśli nie tańczysz w jakimś zespole ludowym, a Twój mężczyzna nie szaleje gdy przebierasz się za góralkę- nie ma usprawiedliwienia na ich posiadanie. Słyszysz? NIE MA! Założę się, że określenie Afroamerykanin też wymyśliła kobieta, bo jest identyczny jak czarnoskóry ale "troszeczkę inny".

Ile par obuwia na własny użytek kupił(a) Pan/ Pani w ciągu ostatnich 12 miesięcy?

HA-HA-HA! :D 


Jakiś czas temu idąc z koleżanką przez rozkopane centrum Katowic zostałem przez nią zatrzymany pod Teatrem Wyspiańskiego, na przejściu w stronę ul. Mickiewicza.
-Patrz, te śmieszne wykładzinki musiała wymyślić kobieta!
Chodziło o korkowe puzzle pokrywające niektóre bardziej rozkopane miejsca, po których można było przejść by zmniejszyć ryzyko zgubienia całej nogi. Kiedy zapytałem czemu tak uważa to z pełną powagą stwierdziła, iż dzięki tym wykładzinom ma pewność, że nie złamie obcasa w jakiejś dziurze i tak genialny pomysł mógł należeć jedynie do kobiety. Chcecie wiedzieć jaka była reakcja pewnej bombowej laski, gdy zdała sobie sprawę, że jeśli jej ojciec się dowie ile butów ma, to nie pozwoli jej kupić tych co już sobie upatrzyła? Mniej więcej taka jako moja, kiedy szlochałem jak dziecko, gdy moje ukochane "glance" (rano rytualnie natłuszczone) zostały dziś dwukrotnie podeptane i poczęstowane kipem.
Kończąc: jeśli macie więcej niż 25 par trampek (?!?!) to nie miejcie pretensji, że wasz facet nie zauważył nowej, kompletnie innej, 26 pary. Jeśli macie wybór- zamiast kupować następną parę w cenie miliona $ + VAT i przesyłka- kupcie sobie wioskę w afryce i każcie robić buty ze skór. Zniwelujecie bezrobocie wśród naszych czarnych braci, będziecie płacić tylko za przesyłkę i jedyne czego w wiosce będą chcieli w zamian, to baterii do nabytego u somalijskiego pirata IPoda. Zawsze też możecie oddać te, w których nie chodzicie ubogim!  Żart, przecież nie rozstaniecie się z żadną parą "bo przecież będziesz ich potrzebować/są śliczne/pasują do.../masz sentyment".

PS: Powiedzcie mi proszę, że "izraelskie sandałki" to był tylko żart...proszę!


Źródła:
"Rynek markowego obuwia 2012"

3 komentarze:

  1. Moja skromna osoba posiada 15 par (tych w akademiku). Łącznie, wszystkich, będzie coś koło 40 par. W tym z 6 par butów garniturowych, platformy jakieś się znajdą, buty zimowe oczywiście. No i niezastąpione glany, które męczę 6-ty rok i nadal dychają. Można mieć tyle par i używać wszystkich, chociaż, tak jak mówisz, kobiety robią nieraz masę problemów o jakieś bzdury. Nazewnictwo chyba też one wymyśliły. Nie rozróżniam co jest sandałem a co rzemykiem czy innym rzymiankiem. Izraelskie sandałki?! A cóż to za dziwo?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem to wcale nie jest aż takie dziwne. Przecież kobiety uwielbiają nosić i kolekcjonować buty i nic w tym dziwnego. Ja zazwyczaj buty damskie kupuję w https://butymodne.pl/damskie-c531.html i mój mąż nie ma nic przeciwko temu :)

    OdpowiedzUsuń