niedziela, 22 grudnia 2013

Krowy, smartfony i obiad domowy.

Tak oto rozpoczynają się święta. Studenci od dwóch dni emigrują do swych domów tachając za sobą wielkie torby. I wszystko po to by spotkać się z rodziną, zasiąść przy stole i napchać się za wszystkie akademikowe miesiące domowymi specjałami. Cholera, znajomi z Wrocławia, Krakowa, Warszawy wysyłają smsowe depesze, że wszędzie w pociągach ścisk, ale na pytanie czy się nudzą odpowiadają zawsze trzema szablonami:
-nie, czytam książkę na telefonie
-nie, co ty, oglądam film na telefonie
-nie, słucham muzy i podziwiam piękne widoki, no tak rozmiar E mają
            Czasami zastanawiałem się dlaczego w ogóle wraca się do domu na święta. Żeby znowu musieć uśmiechać się do kilkunastu osób, które ledwo pamiętasz, znasz, lubisz? Szukać w głowie życzeń podczas łamania się opłatkiem? Do tej pory miałem to naprawdę za idiotyzm, lecz po wyprowadzce doszło do pewnych zmian. Przychodzę do domu, zapowiedziany, na obiad, potem wszyscy siadamy przy kawie, zielonej herbacie, cieście i rechoczemy patrząc na Karolaka lądującego tyłkiem na lodzie. Tak mają wyglądać moje święta. Bez biegania, nawet tego świątecznego cyrku i żarcia mi oszczędźcie- chcę się najeść, napić i pośmiać z wami, moja droga rodzinko. To będzie też najlepszy prezent.
            Skoro o prezentach mowa, wróćmy jeszcze do telefonów- sam ostatnio zostałem dumnym posiadaczem Szajsunga Trendy i jak bardzo byłem wcześniej uprzedzony do nich, tak teraz za próbę rozdzielenia mnie z moim mikołajkowym nabytkiem mógłbym zrobić krzywdę. Przez lata posługiwałem się starożytną technologią Noki w postaci C5 i ExpressMusic. Kiedy musiałem pisać smsa od znajomego na dotykowym ekranie, to zalewała mnie krew i wolałem podyktować. Moje wielkie palce nie trafiały w przyciski zmniejszone do wielkości molekuły. Co więcej, miałem wrażenie, że większość posiadaczy smartfonów dostało je w komplecie do spodni z krokiem w kostkach lub z brakiem miejsca na cokolwiek w kroku.
            Wcześniej uważałem, że książka- tylko papierowa. Teraz nadal je wolę, ale jadąc z akademików z nowym nabytkiem, po ponad godzinę sterczenia w korkach, jestem bogatszy o kolejnych naście śmierci, morderstw, stosunków kazirodczych, dekapitacji i tortur jakimi karmi mnie Georg R.R Martin, prognozę pogody, zestaw świeżych newsów z paru portali.
Technologia może ogłupiać, Internet oducza umiejętności szukania w książkach, encyklopediach, potwierdzania informacji. Technologia i ulepszenia robią z nas często idiotów wolących iść na łatwiznę. Chyba nie przesadzę pisząc, że dziesiątki lat ułatwiania sobie życia zbiera teraz plon w postaci ekokretynów, wegetarian spod herbu Apple’a i innych jednostek, które po latach konsumowania gotowego mięsa z marketu doznaje szoku, gdyby powiedzieć im, że to przecież jeszcze niedawno biegało po łączce, puszczało radosne, metanowe bąki niszczące cholerną dziurę ozonową. Zauważyliście, że pośród nowego gatunku dzieci kwiatów zanika też myślenie przyczynowo skutkowe? Nie jedzą krów- krowy puszczają wiatry z taką zawartością metanu, że spore stadko mogłoby zawstydzić wyniki emisji szkodliwych substancji niejednej kopalni. Wynik- zwiększona emisji CO2, za którą Polska musi kornie padać do krocza krajów starej europy i przepraszać za ciężki przemysł- ten sam, na którym wyrosła potęga starych krajów członkowskich.

            Skoro już o krowach mowa- zakładam farmę. To wyjątkowo opłacalny biznes, do tego teraz nie trzeba mieć gospodarstwa by dostać dotację na krowy. Za chwilę naprodukuję sobie jak „sprytni Rumuni” parę setek krów na FarmWiosce i tak jak oni wyłudzę sobie pół miliona euro, dzięki temu kupię sobie nowego smartfona, szybszy Internet i za jednym razem- wydymam setki unijnych urzędników.