niedziela, 18 maja 2014

Bytomiu, udzielisz mi azylu?



                Parę dni temu pisze do mnie znajoma z Uniwersytetu Medycznego w Katowicach i pyta dlaczego nie udzielam się w trakcie zajęć na uczelni. Czytam to drugi i trzeci raz, zachodząc w głowę jakim cudem studentka ŚUM wie jak wyglądały moje dzisiejsze ćwiczenia na Filologii UŚ. Okazuje się, że zasłyszała to w szlachetnej linii KZK GOP oznakowanej numerem 12. Sesję temu, pisze do mnie znajoma z informacją, że z tą dziewczyną co „chyba kręcę” nic nie będzie, bo słyszała w tym samym autobusie, że „ Strączek…ona nie wie, chyba nie powinna bo on jest taki…”. Dziś w akademikowej kuchni, sąsiadka, która swego czasu nakarmiła mnie bardzo dobrym sushi własnej roboty, zwraca się do mnie „Strączku” (a mówią mi tak nieliczni znajomi) i opowiada, że w sumie to mnie chyba wszyscy znają, bom taka barwna postać. Wiem jak to brzmi, jak kaskada egocentrycznego schlebiania samemu sobie, ale przedkładam jedynie fakty, które mnie samego powoli skłaniają ku teorii jakiegoś wielkiego spisku. Nie powiem, łasym na wiedzę, że taki naokoło mnie rumor, że jak coś zrobię to po chwili wie każdy (bez pośrednictwa FB!), że widzieli mnie jak wracałem ze „Swingu” Abelarda Gizy z „jakąś rudą”.
                Czasem wystarczy mi nazwisko i nagle w potrzebie znajduje się kolega kolegi, znajomych koleżanki, której kuzyn przejechał obok mnie w karetce, w drodze po ukraińską, nie majdaną..tfu, nie śmiganą wątrobę, dla typa z Mat-Fiz-Chemu, który pił ze mną piwo w czasach plejstocenu.  Wtedy raduję się bo otwierają się różne bramki, drzwiczki i butelki a ja wpadam w fajne towarzystwo. W takich sytuacjach często po przyswojeniu wieloprocentowej, płynnej inteligencji, wymieniam się z prawie obcymi mi ludźmi, żenująco-śmiesznymi historyjkami np.: o wspólnym koledze, który na urodzinach znajomego zbezcześcił treścią żołądkową cztery pary skarpet…będących nadal na nogach gości.
Jednak złe strony tego rabanu są mroczne niczym czarne łzy goryczy i smutku nowego Batmana. W akademiku mieszkam na parterze i jestem zmuszony do posiadania w oknach czegoś na wzór bardzo nieudanego welonu i dwóch płacht wielkości nakryć na konie. Podobno kobiety nazywają to firanką i zasłonkami. Wynika to z faktu, że jak chcę się przebrać (a to przecież mało interesujący widok…co najmniej mało…) to czuję się jak w telewizorze. Budzi to we mnie paniczny lęk utraty minimum prywatności i tego, że znajomy znajomego, przyjaciół koleżanki […] zobaczy mnie w gaciach. Skutkiem czego oczywiści na drugi dzień, któraś z koleżanek zwróciłaby mi uwagę, że powinienem używać proszku do kolorów bo inaczej mi kolor spłowieje już do końca.
Druga sprawą jest to, że poznaję codziennie, co imprezę, naprawdę gigantyczne ilości osób, które pod przymusem i szantażem nawadniają mnie wodą życia, choć ja się bronię jak mogę, a po paru tygodniach zaczepiają mnie na przystanku wymawiając imiona wspólnych znajomych i tego cośmy to razem przeżyli. Za dużo informacji! Pięknie to prezentuje nowy skecz Ani-mru-mru. Podchodzi do mnie po raz kolejny piękna dziewczyna i zaczyna bardzo sympatyczną rozmowę o tym co tam na uczelni. Przez dwanaście przystanków w/w 12ką utrzymuję w kłopotliwej dla mnie sytuacji rozmowę z cud istotą, bojąc się, że zaraz wyjawi się, iż nie pamiętam jej imienia (dzięki losowi, sama je wyjawiła!). Albo przechodzą koło mnie inne istoty, mniej lub bardziej piękne, wyglądające na damskie lub męskie (broda już niczego nie gwarantuje prócz laurów) i witają się, zagadują, a ja mam pustkę w głowie i podejrzliwie łypię na osobnika czy czasem nie wie czegoś o tym jakie gacie mam dziś na sobie.


Stąd uformował się w mojej głowie pewien plan. Skoro Bytom jest znany z bycia zewnętrznymi rubieżami Śląska i konkursu czekolady, dzięki której puchną chodniki, to może się do was przeprowadzę? Skoro w XIV wieku bytomscy rajcy tak szybko "schowali" pod wodą tamtejszego proboszcza za co Bytom ekskomunikowano to mam szanse na nowy start, nowe życie (wtopienie się!) Toż to lepsze od jankeskich systemów ochrony świadków, u was człowiek znika jak przychód do kasy miasta!  Chyba, że w pobliskim bytomskim jarzyniaku przekupka zapyta mnie jak tam przeszczep wątroby kolegi, znajomego, przyjaciół….

środa, 7 maja 2014

Idioto miesiąca! Witaj!

Idioto miesiąca- witaj! Eliminacje I.

Nie ważne czy jesteśmy z Katowic, Bytomia, Zabrza czy „szlachetnej” i „słoikowej” stolicy. Nad tematem bezgranicznej ludzkiej głupoty można wylać oceany słów a i tak zawsze gdzieś zostanie kropelka, (albo milion) żeby do koryta dorzucić.
Wczoraj z radością w sercu na myśl o babcinym obiadku korzystałem z linii 657. Zasiadam na wolnym miejscu i staram się, by podróż upłynęła w myśl dowcipów z sadistic.pl. No nie, nie da się. Siada jeden z drugim przedstawicielem żeńskiej rodziny fałdowców* i zaczyna raczyć stary, głośny, przegubowy IKARUS swoimi mądrościami. Po trzech przystankach czułem, że moje IQ wycieka ze mnie równie szybko jak „Sewol” nabierał wody. Podczas gdy potop głupoty odbierał życie moim kolejnym szarym komórkom, spróbowałem użyć ich elitarnych jednostek ( które przetrwały iście Bałtroczykowskie imprezy) żeby wymyślić coś co dałoby ukojenie wszystkim. Oczywiście rozwiązania nie ma ale wpadłem na parę przemyśleń, te skończyły się czymś co stanie się moim stałym punktem programu – idiota miesiąca.
Eliminacje czas zacząć.

  

I.                    W trakcie przemyśleń i katowania przez historię jednej i drugiej współpasażerki o wierności, miłości, lojalności i współżyciu, zacząłem się zastanawiać czy czasem takie sytuacje nie motywują do głosowania na partie idące za pełnym dostępem do narkotyków i broni. Zwyczajnie kretyni by się albo wystrzelali próbując otworzyć butelkę piwa strzałem z 9mm albo odesłaliby swoje mózgi w pogoń za Andrzejem Lepperem. Drugą opcją jest to, że poza tymi dwoma pomysłami popierają całą resztę, włącznie z Jego Wysokością Królem Januszem, przez co sami powinni dostać piwo i berettę po wstrzyknięciu sobie speedballu. To byłby idiota zbiorowy. Jednak chyba jeszcze nie zwycięzca.
II.                  Na tytuł zasługuje też niewątpliwie seksowna kandydatka ONR, studiująca chemię we Wrocławiu. Nie wiem czy mogła w jakiś bardziej spektakularny sposób potwierdzić odwieczną prawdę zawartą w dowcipach o blondynkach, kiedy zapytana o to co ma zamiar robić w Euro Parlamencie (, którego likwidacji chce ONR), kompletnie nie wie co odpowiedzieć. No, chyba już nawet Joanna Mucha czy Krzysztof Bęgowski alias Anna Grodzka, wiedzieliby co odpowiedzieć. Może zadziałać nieco na rzecz VII Ligi Hokeja na lodzie? Albo po prostu lecieć w kulki? Albo przynajmniej coś by wymyślili. No ale”…następne”?
III.                To będzie krótka nominacja. Musiał, strzelił, matura. I tak się pewnie z tego wymiga. Kretyn.

W tym miejscu powinna nastąpić przemowa, przynajmniej jakiś monolog, w którym w sposób inteligentny, lotny, wyłonię zwycięzcę tych eliminacji. Fanfary, nałożenie korony, Stairway to Heaven w tle, łzy i podziękowania rodzicom i mediom. Niet. Nein. No. Wszystko zaplanowałem by pokazać jak mało różni się kretynizm medialny, polityczny od tego codziennego. Stąd zwycięzcę już dawno wybrałem, to w końcu mój tekst, moje eliminacje. Ot i on:

IV.                Tytuł mistrza idiotów tych eliminacji, nieodwołalnie, otrzymuje ktoś spoza kręgów medialnych. Niespełna rozumu kibol niebieskich barw. Kretynie, Ty i dwóch Twoich zapewne równie inteligentnych gości- pozdrawiam was z tego miejsca i informuję, że po wyrwaniu sztachet z płotu, przy wynajętym przez grupę moich znajomych i mnie domku na czas majówki, wybiciu szyby butelką i doprowadzeniu jednej z dziewczyn do ataku histerii- zostawiłeś pod w/w płotem kufel po piwie.
Podpisany.
Imieniem i nazwiskiem.