niedziela, 22 grudnia 2013

Krowy, smartfony i obiad domowy.

Tak oto rozpoczynają się święta. Studenci od dwóch dni emigrują do swych domów tachając za sobą wielkie torby. I wszystko po to by spotkać się z rodziną, zasiąść przy stole i napchać się za wszystkie akademikowe miesiące domowymi specjałami. Cholera, znajomi z Wrocławia, Krakowa, Warszawy wysyłają smsowe depesze, że wszędzie w pociągach ścisk, ale na pytanie czy się nudzą odpowiadają zawsze trzema szablonami:
-nie, czytam książkę na telefonie
-nie, co ty, oglądam film na telefonie
-nie, słucham muzy i podziwiam piękne widoki, no tak rozmiar E mają
            Czasami zastanawiałem się dlaczego w ogóle wraca się do domu na święta. Żeby znowu musieć uśmiechać się do kilkunastu osób, które ledwo pamiętasz, znasz, lubisz? Szukać w głowie życzeń podczas łamania się opłatkiem? Do tej pory miałem to naprawdę za idiotyzm, lecz po wyprowadzce doszło do pewnych zmian. Przychodzę do domu, zapowiedziany, na obiad, potem wszyscy siadamy przy kawie, zielonej herbacie, cieście i rechoczemy patrząc na Karolaka lądującego tyłkiem na lodzie. Tak mają wyglądać moje święta. Bez biegania, nawet tego świątecznego cyrku i żarcia mi oszczędźcie- chcę się najeść, napić i pośmiać z wami, moja droga rodzinko. To będzie też najlepszy prezent.
            Skoro o prezentach mowa, wróćmy jeszcze do telefonów- sam ostatnio zostałem dumnym posiadaczem Szajsunga Trendy i jak bardzo byłem wcześniej uprzedzony do nich, tak teraz za próbę rozdzielenia mnie z moim mikołajkowym nabytkiem mógłbym zrobić krzywdę. Przez lata posługiwałem się starożytną technologią Noki w postaci C5 i ExpressMusic. Kiedy musiałem pisać smsa od znajomego na dotykowym ekranie, to zalewała mnie krew i wolałem podyktować. Moje wielkie palce nie trafiały w przyciski zmniejszone do wielkości molekuły. Co więcej, miałem wrażenie, że większość posiadaczy smartfonów dostało je w komplecie do spodni z krokiem w kostkach lub z brakiem miejsca na cokolwiek w kroku.
            Wcześniej uważałem, że książka- tylko papierowa. Teraz nadal je wolę, ale jadąc z akademików z nowym nabytkiem, po ponad godzinę sterczenia w korkach, jestem bogatszy o kolejnych naście śmierci, morderstw, stosunków kazirodczych, dekapitacji i tortur jakimi karmi mnie Georg R.R Martin, prognozę pogody, zestaw świeżych newsów z paru portali.
Technologia może ogłupiać, Internet oducza umiejętności szukania w książkach, encyklopediach, potwierdzania informacji. Technologia i ulepszenia robią z nas często idiotów wolących iść na łatwiznę. Chyba nie przesadzę pisząc, że dziesiątki lat ułatwiania sobie życia zbiera teraz plon w postaci ekokretynów, wegetarian spod herbu Apple’a i innych jednostek, które po latach konsumowania gotowego mięsa z marketu doznaje szoku, gdyby powiedzieć im, że to przecież jeszcze niedawno biegało po łączce, puszczało radosne, metanowe bąki niszczące cholerną dziurę ozonową. Zauważyliście, że pośród nowego gatunku dzieci kwiatów zanika też myślenie przyczynowo skutkowe? Nie jedzą krów- krowy puszczają wiatry z taką zawartością metanu, że spore stadko mogłoby zawstydzić wyniki emisji szkodliwych substancji niejednej kopalni. Wynik- zwiększona emisji CO2, za którą Polska musi kornie padać do krocza krajów starej europy i przepraszać za ciężki przemysł- ten sam, na którym wyrosła potęga starych krajów członkowskich.

            Skoro już o krowach mowa- zakładam farmę. To wyjątkowo opłacalny biznes, do tego teraz nie trzeba mieć gospodarstwa by dostać dotację na krowy. Za chwilę naprodukuję sobie jak „sprytni Rumuni” parę setek krów na FarmWiosce i tak jak oni wyłudzę sobie pół miliona euro, dzięki temu kupię sobie nowego smartfona, szybszy Internet i za jednym razem- wydymam setki unijnych urzędników.

sobota, 30 listopada 2013

Autostopem! Cz. 1



            Tydzień temu siedziałem w pokoju i zastanawiałem się, jak do diaska dostać się do Zakopanego bez uszczerbku na portfelu. Ani PKS ani PKP jakoś nie chciały oszczędzić mojego portfela, a ja musiałem się szybko decydować. Pośród maili od koordynatorki wyjazdu znalazłem jedną odpowiedź, w której przeczytałem: „ja jadę stopem, jeśli ktoś chce to prv”.
            Powiem szczerze, że moja jedyna autostopowa przygoda miała miejsce na trasie Ligota Panewnicka- Dworzec PKP. Jedyny poranny autobus na dworzec, gdzie mieliśmy spotkać się ze znajomymi, by pojechać w Beskid Śląski- nie przyjechał. I co zrobić? Wracać do domu? I od niechcenia wyciągnąłem „kciuka” na przystanku. Pierwszy kierowca, który przejeżdżał, zatrzymał się i uratował mój górski weekend. Jednak raczej nie nazwałbym tego prawdziwą podróżą autostopem, a fartowną podwózką.
            Teraz zdecydowałem się, że trzeba spróbować prawdziwego hitch-hiking’u.
W ten oto sposób, w sobotę, po spożyciu kuraka z rożna na masce Poloneza pod Gugalandrem, (zapomniałem, że mamy sobotę i z kawki nici!) spotkałem się z Lensem na stacji benzynowej przy wjeździe na A4.

Arek.
Już po 3 próbie zagadania kierowcy na stacji udało się znaleźć podwózkę. Arek wracał właśnie na weekend, a blachy z Nowego Targu dobrze rokowały. Okazał się, że zabierze nas w okolice Rabki-Zdrój, skąd jest już rzut mokrym beretem do naszego celu- Białego Dunajca.
Nasz kierowca był facetem ok. 35-40 lat. Niedoszły student prawa Uniwersytetu Śląskiego, przez chwilę student Politechniki Śląskiej, wylądował koniec końców w Akademii Ekonomicznej. Oczywiście, że nie pracuje aktualnie w zawodzie. Teraz ma własną firmę, zajmuje się dostawą i produkcją konstrukcji stalowych.
Nagle okazuje się, że jedziemy z facetem, który pracując w różnych firmach, zajmując się budowlanką, zjeździł Rosję, Chiny, Tajlandię, USA, Kanadę i całą Europę.
Gość zniszczył wszelkie stereotypy odnośnie budowlańca- buraka, marudy, szwagra od kładzenia kafelek . Co więcej, facet biegle władał niemieckim i czeskim.
Właśnie w aucie budowlańca odbyła się debata na temat pracowania w zawodzie. Podczas gdy ja i Arek uważaliśmy, że jak już się pracuje w danej branży, trzeba wykarmić rodzinę, do tego utrzymywać wiecznie marudzącą teściową, trzeba brać zlecenia takimi jakie są. Zawsze się trafi na palanta, który uważa, że dzięki pieniądzom może z fachowca zrobić służącego. Lensu zapierał się, że on, jako coacher, sam będzie sobie wybierać klientów (chce celować w coaching celebrytów, muzyków i innych), jak mu się nie spodobają, to nie weźmie ich zlecenia. Sam opis kierunku „Doradztwo filozoficzne i coaching” w jego wydaniu był zagmatwany i jak dla mnie idiotyczny. Według Lensa coaching, to szukanie rozwiązania problemu danej osoby i harmonii wewnętrznej, jednak bez końcowego rozwiązania problemu, ponieważ każdy musi mieć jakiś cel i drogę, a szukanie rozwiązania to właśnie to. Sorry, jak dla mnie, to zbyt dziwne i pokręcone. Jeżeli ktoś ma problem ze sobą- idzie do terapeuty, psychologa lub psychiatry. Dostaje leki, wygada się i idzie do domu. Choć ja zdecydowanie bardziej wolę iść się napić i pośmiać. To, że nie czuję sensu życia nie znaczy, że poszukiwanie sensu ten problem rozwiązuje. Po prostu musze znaleźć coś, co temu życiu nada sens- hobby, miłość, wymarzoną robotę.
Arek, jak i ja byliśmy w tej kwestii zgodni- jesteśmy realistami, a sprawa coachingu zalatuje nam nieco szukaniem dziury w całym. Naprawdę, nie mam nic do filozofii życiowej Lensa, jest gościem, którego pozytywna energia i optymizm mogą porwać nie jedną osobę. Jednak życie to nie bajka.
Po przejechaniu niemal 70% trasy, nasza podróż z Arkiem dobiegła końca, a to do czego po tym doszliśmy wraz z kierowcą było proste- idealizmem i marzycielstwem rodziny nie wykarmisz, a będąc studentem czegokolwiek, masz spore szanse na wylądowanie na polskim rusztowaniu, w Tajlandii. I na pewno wyjdziesz na tym lepiej, niż na wykładaniu na Uniwersytecie.



      Choć ja i Lens mieliśmy kompletnie inne poglądy, diametralnie odmienne spojrzenia na rzeczywistość, okazał się genialnym towarzyszem podróży. To jednak jest nic w porównaniu do uczucia, kiedy po zmarznięciu przy drodze, czekaniu na farta- nagle ktoś się zatrzymuje. Udało się! Zaraz zagrzejemy się w aucie, tirze, na pace w Reno Kangoo.

Rozwiązanie problemu z TV Trwam.

     Ostatnimi czasy dość często mam okazję brać udział w potyczkach słownych ze starymi znajomymi ze środowisk kościelnych. Kiedy widzę ich posty z linkami do prasy katolickiej, innych mediów i to co w nich jest to zaczynam zastanawiać się, czy lepiej płakać, czy śmiać się w głos?
Właśnie skończyłem czytać argumentację ZA przyznaniem miejscówki dla TV Trwam na multipleksie oraz słusznością walki z Rządem (uwaga!) "Parlamentarnego zespołu do spraw przeciwdziałania ateizacji Polski" o nadawanie, w komentarzach znajomego. Kolega twierdzi, że żyjąc w demokratycznym kraju, katolicy powinni mieć taką samą możliwość tworzenia mediów jak inne stacje. Co więcej, kolega wysnuł, że jako kraj katolicki, gdzie ochrzczonych jest ponad 95% polaków (niemożliwe...w tym posłowie!) Kościół ma prawo do głosu w sprawach polityki państwowej, bo na papierze większość narodu to Chrześcijanie-Katolicy. Napisał też:

"Jeżeli uznajemy w stu procentach definicję Arystotelesa odnośnie polityki , [...] " godziwa troska o dobro wspólne" to nie możemy zabronić katolikom ingerencji w sprawy polityczne , bo są oni częścią społeczeństwa(1) , (2) narodu tworzącego państwo ,dbają o dobro wspólne, a ludzie tworzą kościół(4). "

     Po pierwsze, wycieranie sobie gęby Arystotelesem, przy użyciu erystyki woła "o pomstę do nieba". Nie zapominajmy, że ten filozof odrzucał poznanie pozazmysłowe, mistyczne, "na wiarę". Jego długa broda zapewne może robić za młockarnię, tak szybko jego trup obraca się w grobie słysząc o tym, jak używa się jego słów. Nie wiem też do końca co ma godziwa troska o dobro wspólne do zezwolenia na emitowanie TV Trwam, która jest dobrem jedynie tych, którzy zarabiają na robieniu z PiS Obrońców Wiary oraz dobra WYŁĄCZNIE waszego jako wierzących.   
Autorze powyższego cytatu: po oglądaniu serwisów informacyjnych na tym kanale przez tydzień, jestem pewny, że rzetelność i wartość tych wiadomości mógłby obalić gimnazjalista pijący kawę ze Starbucksa.

Nie wiem też, jakim cudem z (1)"części społeczeństwa" (tej katolickiej) zrobiłeś (2)"dbający o dobro wspólne" naród, który to następnie nazwałeś (3) kościołem, dzięki czemu doszedłeś do tego, że ów ma prawo głosu w polityce RP. Racja, że jesteście częścią narodu, racja, że jesteście współodpowiedzialni za kraj, racja też, że tworzycie cześć państwa. Pomijając galimatias metody jaką do tego doszedłeś i idąc za Arystotelesem- powinniście zatem dbać o dobro WSZYSTKICH, nie tylko o wasz ogródek.
Po drugie, co do ilości katolików tworzących PAŃSTWO/NARÓD. Jak donosi ISKK (Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego) chodzących na mszę od 2011 roku mamy 40%, a tych, którzy przyjmują komunię 16%. Nowszych statystyk nie ma. Jak łatwo policzyć, ci ostatni to ok 6 mln 400 tys. wiernych. Wiadomą rzeczą jest to, że prawdziwy katolik ma obowiązek przystępowania do komunii w każdą niedzielę, więc taka jest wasza prawdziwa siła w ludziach. 
Wniosek: w 40 milionowym narodzie 84% ma KOŚCIÓŁ, JEZUSA, BISKUPÓW w dupie, tak więc jesteście moi drodzy w realnej mniejszości, ergo- możecie jedynie poszczekać w kwestii swojej siły przebicia demokratycznego.
Jakakolwiek próba powoływania się na statystyki ochrzczonych będzie budzić we mnie jedynie mieszankę politowania i śmiechu. 
Żeby sytuację uczynić zabawniejszą: kiedy się rodzimy, rach-ciach jesteśmy polewani wodą, żeby kościołowi jakoś słupki podkręcić, żeby mogli krzyczeć, jak bardzo katoliccy jesteśmy. Niech KK wróci do dawania sakramentów dorosłym, wyuczonym i świadomym, wtedy zobaczymy jak wielu katolików będzie można znaleźć w kraju. Jedyne co KK teraz ratuje to fakt zrobienia z chrztu kulturowej szopki, taka, ot tradycja, bez której sąsiad krzywo patrzy.
Dalej: jakim prawem KK próbuje używać demokracji i swojej (jak już wyżej napisałem- w 100% wyimaginowanej) większości w państwie, będąc INSTYTUCJĄ HIERARCHICZNĄ?!
Osobiście jestem za tym, żeby krzyż z sejmu wynieść do sejmowej kaplicy. W sejmie zajmujemy się sprawami państwowymi, w kościele- duchowymi.

Tak więc w tym miejscu pora na radę i rozwiązanie waszego problemu.

Jasne, że katolicy mogą mieć swoją własną stację TV! TO WOLNY KRAJ! Dokonałem paru wstępnych, prostych, obliczeń na kalkulatorach mocy, waluty i zerknąłem na wykaz anten i ich mocy z TVP.PL. 
Za 1 maybacha Rydzyka (ok miliona EURO w momencie kupna) można kupić ok  6000 anten nadawczych UHF o wspólnej mocy 150 kW, która pozwala na nadawanie na terenie nieco mniejszej wielkości niż Zielona Góra. Możecie, ALE SAMI ZA TO PŁAĆCIE. Pomyśleć tylko, jak wielu ludzi nawrócilibyście telewizją w zamian za kilkanaście biskupich limuzyn, rezydencji, hektarów ziem "odzyskanych".

Koniec końców (serio). Przeczytałem też, że nie ma ludzi doskonałych, każdy jest grzeszny i ułomny, w tym instytucja kościelna i " Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień".
Szkoda, że w homoseksualistów rzuca kamieniami instytucja chowająca pedofilów.


ŹRÓDŁA:
-kalkulatory i przelicznika możecie googlnąć.

sobota, 23 listopada 2013

Gruzjo nadchodzę! Oraz NFZowskie nauczanie.

            Urodziny Radia Egida uczyniły mnie niemal kompletnie niesprawnym. Kompletna dehydratacja organizmu, pobudka „na bombie” i w ten sposób o godzinie 13:00 pan Kac Królewski zapukał do wszystkich mięśni oraz organów. Wracając powoli do żywych pozwoliłem sobie na przypomnienie tego, co ostatnio zostało mi obwieszczone w akademikowej kuchni.
            Podczas hodowania pet-unii w kuchni, spotkałem kolejny raz uroczą osobę, płci żeńskiej oczywiście, ciemnoskórą i zebrałem się na próbę rozmowy. Okazało się, że jest to Gruzinka, która…uwaga! Ma licencjat z filologii polskiej, robiony w Gruzji. Teraz koleżanka polonistka robi u nas magisterkę. I tu padło pytanie: -Gdzie lepsze uniwerki? W Polsce? Odpowiedź strzeliła mnie w gębę. Okazuje się, że według naszych gruzińskich przyjaciół mamy wyjątkowo przestarzały system szkolnictwa wyższego, a jedyną rzeczą jaka zdecydowała o magisterce w Polsce to oswojenie się z językiem i wysokie stypendium.
            Momencik…Gruzja? Lepsze uniwersytety niż my, Polacy, Europejczycy? Tak bardzo zachodni? Czy aby mówimy o kraju gdzie Rosjanie nieco zasiedzieli się w Abchazji i Osetii?
Okazuję się, że tak jest, a na pewno według tamtejszych studentów, choć statystyki Polski są znacznie lepsze w edukacji. W tym roku wylądowaliśmy na wysokim dla nas, 14 miejscu w rankingu 50 państw o najlepszym poziomie nauczania. Od 2007 r dołożyliśmy 3 miliardy do szkolnictwa (z 3,8 mld na 6,8 mld) i mimo to uważają nas za zacofanych. Jest to dla mnie odkrycie niemal tak bolesne jak wczorajsze wysiadanie z linii N657, kiedy to na wpół zaspany, na wpół niestabilny pod względem nawodnienia i ilości magnezu w organizmie- wyrżnąłem przepotężnie o to metalowo-plasikowe coś nad schodkami. Gwiazdozbiory, które ujrzałem sięgają daleko poza możliwości teleskopu Huble’a i pojęcia o kosmosie NASA.
            Zaczepiając o inne uczelnie polskie- rzuciłem wczoraj okiem na parę studentek, które wraz ze mną czekał na zbawienny transport w stronę akademików. Po szybkiej wymianie zdań, dowiedziałem się, że studentki medycyny, po wypiciu pewnej ilości wody życia i złocistego, bardzo szczerze mówią o tym jak są uczone medycyny i obchodzenia się z pacjentem. Mówiąc wprost- koleżanki Magda i Alicja stwierdzili, że uczą je jak robić pacjentów w wała. Jak się szybko delikwentów pozbyć z gabinetu i skasować jak najwięcej. I dziwić się potem, że usługi NFZ przyprawiają o nowe choroby zamiast zajmować się aktualnymi. Wkurza mnie to nadzwyczajnie i cholernie, że nic się nie próbuje zmienić, a pacjentów z góry traktuje się jak brytyjskich żołnierzy pod koszarami- dekapitacją.
Jedyną fajną rzeczą jaka wynikła ze spotkania z owymi sympatycznymi paniami było obejrzenie sobie naprawdę sporej galerii zdjęć trupów, organów i innych. Sadole byliby wniebowzięci, najfajniejsza była na wpół zmumifikowana głowa delikwenta, który musiał odejść w pół słowa, bo resztki jego twarzy wyrażały żal i przerażenie za zapomnienie o pierwszej miesięcznicy swojego związku.

Słowem ostatnim, biorąc pod uwagę aktualny stan NFZ oraz to, że raczej się nic nie zmieni, przytoczę fragment gruzińskiego toastu.


            „Oby drzewa, z których zrobią wasze trumny- jeszcze nie zaczęły rosnąć!” Zdrowie Egidy!
----------------------------------

Chciałbym was wszystkich zaprosić na zaprzyjaźniony blog pewnej wspaniałej recenzentki!

sobota, 16 listopada 2013

Ludzie z akademika- kiedyś uratują wolność jednostki.

            Wiele cudownych rzeczy może Cię spotkać w akademiku. Na przykład, gdy idziesz na poranne posiedzenie, zaskoczy Cię wpadająca biegiem do sąsiedniej kabiny osoba płci żeńskiej, by rozpocząć zwrot pokarmu, tą mniej przyjemną stroną. Innym razem siedząc na luksusowej, ocieplanej papierem desce, usłyszysz coś, co zwali Cię z nóg. To też coś, co wydobywa się z ust, ale nie pochodzenia organicznego ze stacją główną w żołądku. Jest to śpiew, nucenie niosące się spod pryszniców. Nucenie w klimacie arabskim, przeciągłe śpiewy, głębokie spadki i wysokie tony jakby ta, która śpiewa, brała prysznic w jakimś odległym egzotycznym kraju. Spotkasz też ludzi różnych pod każdym względem. Jednorękiego bandytę zasuwającego na GuitarHero lepiej od wszystkich, małe, rude stworzenia robiące szpinak urywający smakiem narządy reporodukcyjne. Spotkasz też wysokie osoby infantylnie klaszczące w ręce, a siadujące z arcykapłanami bogów nordyckich, Ukrainki częstujące sushi, Litwinki kopiące z siłą armaty, przyszłe panie pedagog, które zupełnie przypadkowo zostają Twoją kompaniją na ten wieczór.
            Z cudownej sielanki wyrywa mnie wiadomość o skazaniu na 10 lat 21-letniego faceta z Kołobrzegu. Facetowi do domu wbiega dwóch gości, jeden w kominiarce, sprzedają cepa ojczymowi w/w, wprawiają matkę i siostrę w histerię. Główny bohater chwyta za nóż kuchenny i gnidy dziurawi, zabija na śmierć- jak mawia moja znajoma. I co? W obronie swojego domu, swojej rodziny, nie wolno stanąć, bo trzeba za to odsiedzieć 10 lat i jeszcze zapłacić matce napastnika 15 tysięcy zadośćuczynienia. Paranoja. W Ameryce, kraju z wieloletnimi tradycjami posiadania broni, za wejście na posesję, bez zgody właściciela, można odstrzelić takiemu głowę, wezwać policję i dostać psychologa, który pomoże uleczyć traumę. W Polsce za posiadanie broni palnej grozi kara, bo pozwolenie do jej noszenia mają jedynie obrońcy prawa, mundurowi, którzy na patrolu w trzyosobowym składzie spisują za przechodzenie po trawniku, pomimo tego, że po drugiej stronie ulicy trwa krwawa waśń rodzinna z udziałem okolicznych blokersów.
            Zamiast rozwijać demokrację, wolności obywatelskie- demokrację się sprowadza do ilości głosów za/przeciw kolejnym ograniczeniom owych wolności. Palaczom nie wolno palić, za niedługo wolno im będzie jedynie przemknąć po godzinie policyjnej do schowanego na końcu świata, zapuszczonego sklepiku, by nabyć tytoń. Oczywiście tak, żeby nie rzucać się za bardzo w oczy unijnym ekspertom od samogaszących się papierosów i rzucania palenia, Ci będą stali przy drzwiach owego sklepu i aby wejść będziemy musieli odpowiedzieć na sfinksową zagadkę o nowej dyrektywie tytoniowej.
Żeby było zabawniej, palacze i niepalący już wkrótce, będą musieli kupować sedesy, które spuszczają nieczystości po koleżance studentce z kabiny obok- odpowiednią ilością wody. Rzecz jasna, wszystko w obronie klimatu i Płetwali Błękitnych.
            Mam widzenie. Przepływa przeze mnie strumień świadomości świata- widzę przyszłość. Widzę, jak ambasady alkoholu, jedzenia i napitków z ul. Mariackiej milkną o 22:00, bo produkują za dużo hałasu i CO2, niszczą nerwy buraków nienawidzących pozytywnych emocji i zabawy. Każdy, kto chce zapalić musi ustawić się w kolejce do budki obklejonej poradami lekarzy euro-specjalistów i zdjęciami zniszczonych płuc. Ostatnim bastionem libacji, zabaw, wolności i palenia gdzie popadnie- będą akademiki. Tylko tutaj nic nie wskórają Rady Europy, lekarze i tłuste łapy urzędników chcący zabrać nam to, co sprawia, że życie jest trochę mniej nudne niż zwyczajowo w Polsce jest.

            

poniedziałek, 11 listopada 2013

Patrioci-idioci i inne myśli marszowe.

            Zasada jest taka. Jeśli nie mam nic do powiedzenia w danej sprawie- nie odzywam się. Jednak dziś po raz kolejny udowodniono, że świat zaczynają zalewać fale idiotów maści wszelakiej. Fanatycy religijni są na pierwszym planie niemalże codziennie, katolicy pod krzyżem, muzułmanie pod rzeźnią, żydzi w masonerii.
Fanatyk musi udowodnić fanatykowi innej ekipy, kto jest bardziej fanatyczny. Wszystko byłoby w porządku, gdyby urządzili sobie konkurs w modleniu się na czas, lub maraton w czytaniu swej świętej księgi. Jeśli by tak było…o Raju, Idyllo, ziemio niebiańska. Niestety, gorzej jeśli fanatyzm religijny miesza się z fanatyzmem poglądowym/politycznym. Taką mieszankę nazywam kulturalnie mahometanizmem. Koran to prawo, Koran to poglądy i na końcu- Koran to polityka. Dzięki tejże świętej księdze: kobiety przebierają się za Bukę z Muminków, malutkie arabiątka bawią się w „porwij niewiernego” i „utnij, utnij łapcie”, a mężczyźni noszą brody, w których chowają zapasowe magazynki z amunicją kaliber 7.62.
Problem w tym, że nasza europejska kultura, wywodząca się głównie z Chrześcijaństwa i Cesarstwa Rzymskiego zaczyna iść podobnym śladem. Bóg, honor, ojczyzna. Najpiękniejsze motto jakie można dla Polski wymyślić. Szkoda, że Boga, który przez Jezusa głosił „miłuj bliźniego swego jak siebie samego” plącze się w regularne mordobicia w imię poglądów politycznych, które (jak sądzę) Bóg ma głęboko w swej boskiej okrężnicy (pod warunkiem, że takową ma). Honor- w wersji pasywnej sprowadza się do dumnego niesienia flagi państwowej, obwieszczając swoje pochodzenie, jedność z narodem i ideami, które ten naród kreował przez wielki. W wersji aktywnej- sprowadza się do jakże honorowego butowania kogoś, kto „nie jest nasz” lub jest policjantem, który ma strzec wejścia do uliczki, którą marsz nie ma prawa przejść. Ojczyzna- weterani i ludzi, którzy za kraj walczyli przewracają się w grobach widząc co się dzieje i słysząc petardy, które niosą się po ulicach echem jak wystrzały z broni automatycznej.
Marsz Niepodległości? Jasne, świetny pomysł. Jesteśmy polakami, pamiętajmy o historii! Weźmy flagi, proporce, kotyliony, śpiewniki z piosenkami patriotycznymi i zróbmy przemarsz przez stolicę, tą którą po wojnie odbudowywała cała Polska. Nie zapominajmy o kominiarkach, chustach i maskach, aby multi-kulti sąsiedzi nie wytykali nas palcami za nasz patriotyzm. Pamiętajmy też, by zabrać kilka rzeczy niezbędnych do obwieszczania i perswadowania naszych poglądów i uczuć patriotycznych, kastecik może? Albo jakaś pałeczka teleskopowa? Nie…lepiej nie nosić ze sobą ciężkich rzeczy, bo spowolni to radosny marsza. Lepiej oddajmy cześć polskiej ziemi i użyjmy tego co na niej leży lub ewentualnie jest w nią wbite. Bruk? Kamień? Spoko- da radę kolego, patrioto!
Tak na serio- takie pochody mają swoje miejsce, powinny się odbywać hucznie i z fetą godną królewskich ślubów w średniowieczu. Na nasze nieszczęście, od paru lat pochód z okazji Dnia Niepodległości zawłaszczyli sobie w mediach (czyli wszędzie) idioci-patrioci. Siedząc dziś u babci podziwiałem wraz z seniorką rodu wyczyny paru grup miłujących ojczyznę. Razem z babcią prześcigaliśmy się w pomysłach na zaprowadzenie spokoju w takim pochodzie, które wam przedstawię:
-każdy zamaskowany winien dostać pałą przez łeb
-każdy z racą winien dostać pałą przez łeb
-każda ekipa w barwach innych niż biało-czerwone winna dostać pałą przez łeb.
-każdy drący swoje poglądy polityczne podczas święta WSZYSTKICH Polaków winien dostać pałą przez łeb.
W razie większych zamieszek:
            -każda grupa robiąca syf, gdy porządni obywatele idą sobie z flagami, winna zostać spałowana i dostarczona do obozu pracy, przy jakiejś autostradzie, która przez bezczelne małe krasnoludki jest non stop niszczona lub opóźniana w wykończeniu.
            -każdy, kto użyje czegokolwiek mogącego zrobić krzywdę innemu człowiekowi winien tą rzecz mieć wsadzoną głęboko w odbyt, a następnie wysłany do obozu w/w.
Czemu nie spożytkować takich zamaskowanych baranów, by swoją nieograniczoną inteligencją siłą bronili kraju? Podjeżdża do wojujących patriotów, odważnych, mężnych i nieustraszonych wielka ciężarówka z naczepą. Policjanci doganiają uciekających w popłochu patriotów, którzy wieją, bo nie chcą jedynie robić mundurowym roboty z szacunku do nich. Wsadzamy takich na naczepy i wywozimy do obozu szkoleniowego. Tam przechodzą pełne szkolenie bojowe, otrzymują mundur, broń, żołd, stare wojsko prowadzi zajęcia wyrównawcze dla mniej pojętnych uczniów i…oto mamy silną, zawodową armię. Taką, która za ojczyznę życie odda, posłusznie i bezwzględnie będzie wykonywać rozkazy kogoś z większą naszywką flagi RP na ramieniu. Co więcej- taka armia z radością spożytkuje swoją nienawiść do inności, na przykład przeciwko talibom. Podobno w Afganistanie i tamtejszych stronach jeszcze żaden kraj nie odniósł zwycięstwa, łącznie ze Związkiem Radzieckim. Dlaczego? Ponieważ nie mieli naszej tajnej broni- kiboli-żołnierzy. Strzeżcie się muzułmanie, bo gdy naszych chłopców z oddziału „Legia W.” lub oddziału „Ruch Ch.” wypuścić na wasze tereny, to żadna koza, żaden Allah i Mahomet nie będą bezpieczni przez czas dłuższy niż potrzebny na dobiegnięcie oddziałów do meczetu. Kiedy to się stanie, sam Allah da się ochrzcić, świeżo wyświęconemu ks. Mahometowi.
           
PS: szacunek i pozdrowienia dla tych wszystkich, którzy po prostu przeszli ulicami swoich miast będąc dumnymi z tych dwóch zszytych kawałków materiału. Białego i czerwonego.

czwartek, 24 października 2013

Wojna płci, runda pierwsza! Part 2! "Najgłupsze teksty..."

"...zasłyszane u płci pięknej."

            Niejednokrotnie panowie pokonują logikę, robią gafy i rzucają tekstami, których wstydziłby się facet ubrany w sam płaszcz. Jednak panie śmiało stanęły w szranki i chcą panów pobić ich bronią. Oto 10 najgłupszych tekstów zasłyszanych u płci pięknej:

  1. „Oddałam mu się, ale to było niechcący” – krótko mówiąc zdradziłaś/dałaś innemu… niechcący? Sięgając do „Lejdis”- szłaś, potknęłaś się i uppss, nadziałaś się na penisa? Może na sztachetę z płotu jak u Boryny?
  2. "Aha, czyli tylko dziś Ci się podobam a tak to jestem brzydka?!” – czasami po prostu złącz dolną i górną wargę w całość, pomyśl, że chciał sprawić ci komplement i podziękuj niewdzięcznico!
  3. "Nie pomagaj mi, sama potrafię się puścić"- samce potwierdzają i nie wątpią! Pomagać? My damy tylko okazję byś mogła zrobić to samodzielnie, najlepiej z nami.
  4. „bo ty nie chcesz ze mną rozmawiać o swoich problemach więc wiem, że masz inną”- nie chcę z Tobą o czymś rozmawiać bo widocznie nie będziesz w stanie mi pomóc, nasze mózgi inaczej pracuję, oto coś co pomoże wam to zrozumieć: http://www.youtube.com/watch?v=qkstyUCyVtU
  5. „No mam taki ciemny blond, wygląda jak jasny brąz”- tajemnic spostrzegania kolorów wywlekać nie będę, wolę znać barwy podstawowe i nie zastanawiać się czy „sweterek ecree” będzie pasował do „beżowych spodni”.
Mamy często okazję słyszeć dialogi, które rzucają z nóg:
6.  -bansuj dziwko
  -przecież bansuje..
(tak, właśnie się przyznałaś, to twój coming out day)
  1. "Ja chciałam tylko, żeby zrobił mi dziecko, żebym miała kogo kochać" – lepiej by było, żeby dziecko zostało lekarzem psychiatrą, będzie miał Cię kto leczyć.
  2. "Lubisz wampiry? Tak? A lubisz pływać? Bo wiesz...mam okres." – jak widać paniom też zdarzają się epickie podrywy, tylko one idą o krok dalej i dają coś do zrozumienia…
  3. „ja nie jestem taka łatwa i na jeden raz” – nie było by to zupełnie śmieszne, gdyby pół godziny później nie widziała was połowa knajpy.
   Oraz
10. Mój zwycięzca, otrzymany od lubietowicza Jakuba Zacharzewskiego:


Kiedyś zabrałem dwie dziewczyny "na stopa" w drodze z Bierunia do Pszczyny. Miały może po 20 lat i były w doskonałych humorach. Po minucie rozmowy jasne było, że chcą się nie tylko "podwózki" ... Nagle dziewczyna, która siedziała obok mnie, patrząc mi głęboko w oczy powiedziała: "Właśnie wracam z kolonoskopii, fajny zabieg ...".

sobota, 19 października 2013

Wojna płci, runda pierwsza! "Najgłupsze teksty..."

Najgłupsze teksty facetów z jakimi spotkały się ankietowane.


            Tematy damsko-męskie zawsze były pochłaniane przez czytelnika jak wilgoć przez przełyk studenta dzień po imprezie. Poradniki, opisy i drwiny z poradników, tworzenie własnych po wyśmianiu czyichś, opisywanie co kto lubi. Jednak ja biorę się do tego z nieco innej strony, niby znanej ale rzadko spisywanej. Oto prezentuję wam 10 najbardziej głupich tekstów jakimi ośmieszyli płeć silną jej przedstawiciele!


Impreza. Wszystko biegnie w zawrotnym tempie. Czas, ilość opróżnionych butelek, pusta powierzchnia półek w lodówce- zwiększają się bezlitośnie. W takich momentach podchodzi facet i…:
1. "Twoje oczy są piękne, ale biust mówi za nie" – serio? Naprawdę ktoś to powiedział? Zakładając, że osoba, do której mówisz faktycznie ma się czym pochwalić to wiedz jedno- ona o tym wie! Niezwykłe, prawda?
2. "Może się trochę popieprzymy?" – słyszałem kiedyś o facecie, który podchodził do każdej napotkanej na imprezie dziewczyny i zadawał podobne pytanie. Efekt był taki, że 90% „ankietowanych” dawała mu w twarz. Zostaje 10% które się zgodziło. Przypuszczalnie zrobiły to dlatego, że myślały, że pod tak obitą gębą kryje się przynajmniej Saleta po walce. Dziwniejsze drogie panie, że niektóre naprawdę na to idą…
3. "Jesteś najlepszą suką na tej imprezie!" – pozwólcie, że nie skomentuję, zbyt mocno się śmieje!
4. „przyjdź nasmaruje Cię- mam taki specjalny krem na oparzenia” –Najlepszy podryw EVER!
5. "Słyszałaś jak coś huknęło? Czy to ty aniołku spadłaś z nieba? "- słyszałeś ten szum? Twoje szanse na zaliczenie tej dziewczyny właśnie poszły z dymem.
6. „jesteś kociakiem imprezy a ja vipem gangsterzy”- czytając to mam przed oczami, którąś z tych pseudo-dokumentalnych szmir. Tylko, że to stało się na serio, gość powiedział to za darmo. Szkoda, w „Dlaczego ja?” i innych za ten tekst zgarnąłby fortunę za Mickiewiczowskie rymy.
Są też sytuacje przypisane rozstaniom:
7. „Musimy to zakończyć, jesteś za wysoka i nie mogę iść z Tobą przytulony” – naprawdę myślałem, że rozstania są głównie z przyczyn niedobrania się lub tego, że ta gnida przeleciał inną. Okazuje się, że wzrost to też może być problem. Cholerka dobrze, że wzrost to nie długość!
Kwiatki bez okazyjne:
8. "jestem jak Max Kolanko - mówię jak jest"- mistrz!
9.  „okres- trudno, lubię się bawić w rzeźnika” – spokojnie można to dopisać do serii: Tylko prawdziwy pirat przepłynie morze czerwone.
9. „Idziemy do baru mlecznego na obiad, ale mam nadzieje, że masz pożyczyć na niego kasę?” – No Cash- No fun. Zapamiętaj i zapieprzaj szukać dochodu starczającego na pierogi z serem!

10. „nie mogę z tobą być, bo mam chłopaka.” – Oto tekst, który nigdy nie powinien paść! Oto mój zwycięzca!
I BONUS 11:





Jeszcze 10 lajków i będzie was setka! :D Korzystajcie ze znanych wam przycisków "Like" i "Share"!
W następnej części rundy pierwszej- najgłupsze odzywki pań. Oczywiście w między czasie pojawi się nowy felieton.

niedziela, 13 października 2013

Akty, zaświadczenia- wszystko pogrzebie koparka.



Parę dni temu udałem się na swój wydział celem nabycia zaświadczenia, które potwierdza fakt mojego studiowania. Co z tego, że mam indeks, legitymację studencką- w ubezpieczalni zakładu pracy mojej rodzicielki wymagają tego co roku. Po wkurzeniu paru osób z końca kolejki „podczepieniem się” do koleżanki z roku, rozpocząłem wegetację pod dziekanatem.
Sama sytuacja nie jest niczym nowym dla studenta. Jednak ciekawie zrobiła się, kiedy pani magister wyszła przed swój pokój i ogłosiła, że (!) koparka przecięła kable przy rektoracie UŚ uśmiercając tym USOS, ergo- nikt dziś nie otrzyma zaświadczeń. Pytanie o możliwość wypisania zaświadczenia ręcznie i podbiciu stosownym stemplem spełzło na odmowie, ponieważ dokument „musi być drukowane z USOSa”. Moje pytanie brzmi: dlaczego? Przecież nie chcę wydania zaświadczenia o niekaralności (za bagatela 50 zł za papierek), nie proszę też o podbicie wizy ani o inną rzecz, która wymagałaby zajrzenia do danych Interpolu, upewniając się, że nie podszywam się pod czyjeś dziecko celem zaznania miłości rodzicielskiej[1]
Nie potrzebne są do tego pierdoły z internetowej bazy danych. Wystarczy zajrzeć w papierowe archiwum/rejestr/ spis studentów i spojrzeć na uśmiechniętego gościa w zielonej książeczce. Jeśli uśmiech jej właściciela jest równie szczerbaty co na zdjęciu, a twarz nadal okrągła jak blacha tortowa- podbijamy.
Jeśli myślicie, że papierologia studencka powala to przeczytajcie o „akcie czynnego żalu” dla… Urzędu Skarbowego. Kiedy znajomy pokazał mi formę, ledwo uniknąłem śmierci w skutek fatalnego upadku ze stołka barowego. Taki ot papierek US życzy sobie w wypadku, kiedy zapomnimy zapłacić jakiegoś podatku lub z ową zapłatą się spóźnimy. Nie mam nic przeciwko wnioskowi, w którym opiszę, że chcę mimo spóźnienia zapłacić podatek, by uniknąć nowych doświadczeń seksualnych w celi za „okradanie państwa”. Ale żal? Co to ma być, spowiedź? Czekać tylko, aż wydadzą „Siedem głównych grzechów podatnika” i ustawią konfesjonały przy okienkach, by wyciągnąć z naszego sumienia każdy zapodziany grosik i każdą przepracowaną na czarno godzinę. Oczywiście, kiedy ty, w stroju Juranda będziesz na klęczkach szeptać do kratki między tobą a urzędasem, ten wyskoczy zaparzyć sobie kawę, zjeść kanapkę i wróci gdy skończysz, tylko po to , żeby powiedzieć, że odpuszczenie grzechów uzyskasz po wypełnieniu i złożeniu formularza 10/7/3GOD.
W tym wszystkim musiał znaleźć się ktoś oryginalny. Jeśli USOS nie padł przez koparkę, to ktoś musiał być na tyle kreatywnym by wymyślić tak śmieszną wymówkę, zarazem tak możliwą. Ktoś też musiał mieć niezły ubaw tworząc nazwę „aktu” w skarbówce.
W kwestiach wymyślania rzeczy nowych, podążania własną, określoną drogą jest teraz cholernie ciężko. Szkoda, bo jakżeby przyjemniej się szło na swój „pierwszy raz” ze US, gdyby papierek zwał się np.: 1PIT/A/ZAL. Lub, kiedy szłoby się przedłożyć przed urzędnikiem oświadczenie o rozwodzie, który nazywałby się PIT/AM/4HER. Znacznie fajniej byłoby też usłyszeć w dziekanacie, że USOS padł, ponieważ ktoś z Uniwersytetu przeciążył serwer, próbując podmienić zdjęcia młodych doktorantek na filmiki z wiodących stron pornograficznych. Nawet, jeśli to nie byłaby prawda, to przynajmniej zminimalizują możliwość ataku wściekłych studentów. Studentów, którzy stracili ubezpieczenie, bo nie dostali na czas zaświadczenia przez jakiegoś pajaca nie potrafiącego czytać planu terenu, który radośnie rozkopuje.



Polecam wam baardzo mocno przycisk "Lubię to" przy fanpage'u oraz przycisk "Udostępnij" ;)


[1] Sprawa 31-letniego Frederic’a Bourdin’a zwanego „Kameleonem” . Bourdin wielokrotnie podszywał się pod zaginione dzieci, by w ten sposób zaznać ciepła i miłości w ich rodzinnych domach.

wtorek, 8 października 2013

Ludzkie nieszczęścia? Poproszę!

      Ostatnio zastanawiałem się co budzi powszechny uśmiech u ludzi. Takie specyficzne "coś" co sprawia, że największy ponurak zaczyna się śmiać. Patrząc na momenty, które mnie bawią stwierdziłem, że ostatnio najbardziej uśmiałem się, kiedy to twarz osiedlowego dresa spotkała się z ziemią.
     Stałem sobie spokojnie z papierosem na balkonie. Z klatki obok wyszedł kapturowiec i idąc z bitem wyrżnął jak długi. Śmiałem się do rozpuku, podczas, gdy właściciel nowego imagu twarzy pomstował na drogę i na kolesia, który umierał ze śmiechu parę pięter nad nim. Idąc tym tropem zaznajomiłem się ze wszystkim co proponuje w tej kategorii YouTube. Okazuje się, iż kilkunastu uploaderów specjalizuje się w FailCompilations, które zbierają w sieci i wrzucają co tydzień. Płakałem jak młoda fretka widząc masy różnych deskorolkarzy pozbawiających się możliwości zapłodnienia kobiety, bo w skutek swojego szpanerstwa amortyzowali upadek tym ważnym miejscem między nogami. Podobnie oglądając przy barze różne dowcipy i faile w towarzystwie kompanii, ewidentnie stwierdzałem, że takie coś wprowadza nas w dobry nastrój.
      Nie wiem, czy to dlatego, że w szarej i mało zabawnej rzeczywistości jaką zamieszkujemy, pokazuje nam to, że inni mają gorzej, że ich boli a my widząc ich wykrzywione twarze możemy sobie ulżyć. Stąd też popularność takich programów jak zdjęte już "Śmiechu warte", które regularnie poprawiało humor narodowi pokazując najpaskudniejsze zakończenia wesel, łamiące się pod kimś stoły i inne wypadki. To chcemy po prostu oglądać! Choć przy ludziach mało kto to przyzna, wręcz będzie się zarzekać, że jego empatia sprawia, że ból innej istoty jest jego własnym, to w domu zaśmiewa się z rowerzystów i motocyklistów goniących swoje jednoślady po spektakularnym "wyjściu z progu". Turlamy się po ziemi słuchając stand up'ów wyśmiewających konkretne nacje, grupy społeczne. Żarty o żydach? Jasne. O księżach pedofilach? Jak najbardziej. Dowcipy stereotypowe? Mistrzostwo. Narciarz na stoku wylądował głową w zaspie i macha nartami? Świetnie, idę po nową miskę popcornu i włączam następny link.
   Niestety to co lubimy jest teraz niepoprawne, nawet słynny portal sadistic.pl został jakiś czas temu zmuszony do zaostrzenia regulaminu, ponieważ żarty, humorystyka i tematy na stronie z "czarnym humorem" kogoś tam obrażały. Przecież to miały na celu, więc czego toczyciele piany się spodziewaliście? Cytatów z GW? Może bełkotu o tym, że wszyscy na swój sposób piękny? Już wcześniej pisałem, nie, nie jesteśmy, dowodem jest autor piszący te słowa. Nie jest piękną kobieta, której grawitacja zaburza ziemską, tym bardziej kiedy zaburza ją w DzieńDobry TVN na moich oczach, w stroju, który się na niej zgubił.
    Teraz żart tygodnia, w krajach grupy GCC (Kuwejt i kraje Zatoki Perskiej) chcą na lotniskach sprawdzać "skłonności homoseksualne" wracających zza granicy obywateli. Jak podaje onet.pl jedyną jak na razie mierzalną formą badania jest pletyzmografia, która "mierzy ilość krwi w prąciu np. podczas wyświetlania filmów pornograficznych". Super, zaprowadzą kogoś do sali i będą sprawdzać czy ma wzwód? Jeśli puszczą tradycyjnego pornola żeby zobaczyć czy jest hetero to gej się skupi na facecie i tyle...Co jeśli klient będzie cierpiał na impotencję? Sprawdzą czy mu się podoba policyjna pałka? Wiecie gdzie... 
     Inną sprawą są przezabawne pomysły prezesa Kaczyńskiego, by przekonać do siebie mieszkańców stolicy z okazji próby wysiudania Hanny GW. Jarosław chce zakazać lotów nad Ursynowem i wprowadzić nowe prawa w mieście, tak żeby imprezowanie nie przeszkadzało mieszkańcom. Sorry panie Jarku ale jeśli ktoś jest na tyle głupi i wynajmuje/kupuje mieszkanie nad knajpą to teraz jest to jego problem. Dlaczego mają przez to cierpieć rządni zapłacenia akcyz za alkohol? Czemu mają mieć pretensje ludzie, którzy mieszkają tuż pod głównym tunelem powietrznym dla tajnych samolotów CIA? Przecież nasz szalenie hojny kraj daje możliwości zmieniania mieszkań jak rękawiczki, zielona wyspa czyż nie panie premierze?
     Słowem podsumowującym: jeśli lubimy oglądać wypadki i prześmiewcze filmiki z murzynami zachowującymi się jakby dopiero co ich importowano za pośrednictwem opcji wysyłkowej na eBay'u, to komu co do tego? Jeśli komuś wyjątkowo tolerancyjnemu przeszkadza to, że faceta w rurkach uważam za ordynarnego pedała to niech zacznie tolerować moje poglądy. Przecież w tolerancji o to chodzi!



Serdecznie pozdrawiam wszystkich czytelników z akademików UŚ na Ligocie ;) Dotarły do mnie wieści o was a więc i wam poświęcę felieton boście grupą najpłodniejszą w tematy do opisywania!

wtorek, 1 października 2013

Czujesz się bezpiecznie? Szykuj testament!

Kiedyś mieliśmy selekcję naturalną pełną gębą, najdurniejszy facet w stadzie, który niedostatecznie szybko nauczył się, że do żywego bizona nie można zbyt blisko podejść był zdrapywany przez kolegów z ziemi, kobieta, która zebrała złe owoce lub weszła na teren drapieżnika też była mordowana przez teorię doboru Darwina. Życie na swój sposób było proste, żyj, zabijaj lub giń. Kiedy doszliśmy do etapu cywilizacji wszystko się zmieniło, odkrywając medycynę, rózgę i fach belferski nauczyliśmy się wymijać selekcję, leczyć słabsze organizmy, wychowywać rózgą i MENem nawet najgłupsze jednostki w stadzie. Teraz mamy tego skutki pod postacią hipsterów, gimnazjalistek, zniewieściałych chłopcząt w rurkach z głosem Alvina wiewiórki oraz posłów, oczywiście.
Odwiedzając różne zakamarki internetu, serwisy informacyjne, prawdopodobnie trafisz na kolejne newsy ostrzegające przed nadchodzącą śmiercią. Wychodzi na to, że powinniśmy bać się wszystkiego. W tym tygodniu najgroźniejsze dla życie jest  tatuowanie ciała, które grozi nam śmiercią w męczarniach z powodu nowotworu, który tylko czeka na moment przebicie skóry przez igłę. Możesz też zapić się na śmierć nie biorąc do ust grama alkoholu, wystarczy, że źle zadziała antybiotyk i gorzelnię masz w żołądku, wątrobę w torbie a jelita okręcone dookoła nogi[1]. Jeżeli nie jesteś fanem tatuażu, nic straconego, agonia Cię nie minie, gdyż zawsze możesz doświadczyć incydentu drogowego, zawału serca, udaru, AIDS, HIV, eboli, zapalenia płuc, gangreny, tsunami, powodzi, tornado, lawiny błotnej i braku wzwodu. Zajęcie miejsca w samolocie bez uprzedniego ubezpieczenia całej rodziny do siódmego pokolenia wstecz jest traktowane jak ostatnia podróż samobójcy, nie wspominając o możliwości śmiertelnego wpadnięcia pod koła wózka w jakimś dyskoncie. Potrącenia przez pijanych kierowców ciężarówek przewożących C4 i sentex to norma, z resztą tak jak możliwość oberwania kulki między oczy na środku ulicy od somalijskiego pirata drogowego.
            Aby uniknąć wszystkiego co napisałem powinno się nie wychodzić z domu lub (w myśl pracodawców) z biura i miejsc zatrudnienia by uniknąć wszystkiego co może Ci zagrozić. Powinniśmy być niczym detektyw Monk, płacić podatki i bać się, bać okrutnie. Tylko czego ja się pytam? Jedyne co napawa mnie ewidentnym strachem to zjedzenie przez drapieżnika, upieczenie się w pożarze i utopienie, każda z tych rzeczy ma bezpośrednie korzenie w czasach kiedy ogień był szczytem techniki, każda z nich jest tak mało realna w 2013 roku, że bać się nie ma czego. Bloki reklamowe zasypują nas propozycjami kupienia najnowszych tabletek na gardło, wmawiają nam, że jesienny katar może być zalążkiem raka płuc a bez suplementów diety nie jesteśmy w stanie przedłużyć gatunku, jesteśmy słabi i chorowici. Ostrzegają nas przed niezdrowym żarciem, paleniem papierosów, alkoholem, seksem, szybką jazdą samochodami, rozmawianiem przez komórkę w trakcie prowadzenia- czyli wszystkiego co sprawia, że czujemy się dobrze i szczęśliwie. Do tego dorzuca nam się poczucie winy za kupienie każdego litra paliwa i dezodorantu w skutek czego już jutro za oknem będzie pustynia a religią panującą będzie Greenpeace. Według mojej babci nawet powrót do domu po zmierzchu graniczy z zapędami autodestrukcyjnymi bo „takie czasy”, że na każdym rogu chcą Ci wbić igłę z marihuaniną, pobić, zabić, zarazić chorobą weneryczną i okraść- w dowolnej kolejności, na raz, w pakiecie. Prawda jest taka, że umieramy głównie na nerwicę, głupotę i częste chodzenie do lekarzy.
            Według raportów policji o wypadkach drogowych w Polsce, na przestrzeni minionych 4 lat (2008-2012) ich ilość zmalała o 24%, ilość zgonów w kolizjach spadła o 34% i wiecie co? Nie wydaje mi się by to była zasługo Rostowskiego lub innego polityka. Po prostu coraz mniej ludzi tak ginie bo coraz mniej ich jest- sami się zabijają przez głupotę sprawiając, że Darwin nadal rządzi, jest bezpieczniej a średnia życia homo sapiens sapiens na Ziemi cały czas wzrasta.
            Świat zmalał, warto go zwiedzić, warto nie przeżywać informacji o każdej katastrofie naturalnej w różnych dalekich regionach globu i powtarzać, że „kiedyś tego nie było” bo było, tylko nikt o tym nie wiedział lub były wartościowsze rzeczy do opisania w gazecie czy dzienniku telewizyjnym. Więcej ludzi ginie z rąk psycho-muzułmanów i Radia Maryja niż w skutek lawin. Kupujemy leki i antybiotyki na każdą okazję a potem idziemy do innego lekarza bo siada nam wątroba, żołądek i nerki- koło Macieju nabijające kapsę farmacji i dosypujące do bezdenności dziury budżetowej.
Chcesz żyć spokojniej? Zdrowiej? Zatrzymać postępujące niewieścienie i wojujący feminizm? Jedz i pij co chcesz, idź czasami na spacer, przejdź się pieszo po piwo i papierosy, przestań chodzić do lekarzy i siadaj zawsze na tyle samolotu. Nie denerwuj się, że wracając z imprezy zbierzesz od kogoś po gębie, uśmiechaj się do wszystkich to wezmą cię za idiotę albo zaproszą na kolejkę boś „swój chłop”.  Na koniec:
zrób sobie wielki tatuaż jeśli masz na to ochotę bo jedyny nowotwór jaki Cię po nim spotka to ZUS i Urząd Skarbowy.



[1] Odniesienie do ciekawej przypadłości pewnego Teksańczyka, który w skutek terapii antybiotykowej po zjedzeniu węglowodanów wpadał w stan upojenia alkoholowego. Według badań stężenie alkoholu w krwi Amerykanina sięgało 3,7 promila.


Od dziś moje felietony można znaleźć na www.felieton.pl

czwartek, 18 lipca 2013

TOP MODEL i Karcher, który uratuje świat.

Myślałem, że PKP to porażka. Jest gorzej, autokary przebijają wszystko. Gdy wracałem z nad morza tym szlachetnym środkiem transportu, przechodziłem tortury. Niedziałające „prostowanie” fotela, brak moralno-higienicznych powodów do użycia autokarowego WC, mało miejsca i brak okienka dla palacza. Czy może być gorzej? Otóż może. Jest to oglądanie TOP MODEL.
                Od dawna zastanawiałem się nad sensem powstawania takich programów, wszystko fajnie jeśli idzie tylko o szansę na eksponowanie piękna. Jednak to piękno kompletnie nie przekłada się na to co aktualnie faceci za piękno uważają. Tak, owszem, o tym czy kobiety (pomijając lesbijki) są piękne decydują faceci, czyli Ci, którzy są podświadomą, docelową grupą, dla którego kobiety chcą wyglądać atrakcyjnie a co wiąże się znowu z seksem i reprodukcją. Garstka osób, projektanci, paru znawców, kilku krawców kieruje modą na świecie, ubiera się u nich kolejna garstka bardzo skromnych, utalentowanych gwiazd walczących o pokój na świecie i bogatą rodzinę dla każdego ugandyjskiego dziecka. No przepraszam, ale to co pokazują to przecież brednie, które ciałem się stały. Pozwoliłem sobie na obejrzenie kilku programów na Stylowym kanale popularnej stacji głoszącej tolerancję, dla głupoty paru wieśniaków z ul. Wiejskiej, zerknąłem też na dwa inne kanały dostępne jedynie w dużych pakietach satelitarnych. Kiedy obejrzałem aktualne propozycje to miałem ochotę wypalić sobie oczy palonymi przeze mnie papierosami. Kto by się tak ubrał? I czemu one są tak nieludzko chude? Jeśli ktoś chce przyciągnąć uwagę do ubrania, to najpierw musi zadbać o osobę, która ma je ubrać. Jeżeli po wybiegu śmiga 2 metrowa żyrafa chora na skrajny brak piersi i figury, ubrana od stóp do głów w worki na śmieci, kartony lub mega obcisłe leginsy naciągnięte na uszy to ja pytam: KTO UWAŻA TO ZA PIĘKNE?!
                Znam wielu facetów, i jeszcze nie spotkałem się z opinią pt: ty, patrz jaka super fajna, płaska końska szkapa, idę zagadać. Uwielbiamy kobiety, kochamy je, patrzeć na nie, rozmawiać o ich kształtach ,wadach i zaletach. Problem pojawia się kiedy nie ma co chwalić. Lubimy ładne biusty, okrągłe pośladki, fajne figury. Jednak to musi mieć kształt! Po stokroć bardziej wolimy zaokrąglone dziewczyny. Są po pierwsze bardziej praktyczne. Nogi, piersi, brzuszki świetnie sprawują się jako poduszki dla zmęczonych męskich skroni lub kryjówkę przed złym światem. U anorektyczek z TOP MODEL jedyne co by można sobie zrobić kładąc głowę na powyższych elementach ciała to przebić czaszkę żebrem. Kiedy laski idą w shortach to fajnie popatrzeć na poruszające się krągłości, kiedy idą w nich anorektyczki zaczynamy się zastanawiać czy nie lepiej by było, gdyby ognista maczeta Mahometa nie wypaliła nam nerwów wzrokowych. Jakiś czas temu idąc przez Ligotę ujrzałem StickWomen. Serio. Jeżeli pod skórą na nogach miała coś prócz kości to ja mieszczę się w spodniach rozmiaru XL (dla tych, którzy mnie nie widzieli- nie, to niemożliwe). Gorzej, padało i wiało, nie wiem czy chwiała się przez dmący  w jej parasol wiatr czy z powodu ostatniego trawionego posiłku sprzed miesiąca. Bardziej seksowny był karcher, którym robiłem pranie.
                Jak już o karcherze. Zbawi on świat. Zastanawiam się czemu jeszcze nikt nie wymyślił ciśnieniowej baterii do umywalek i zlewów. Jakże szybciej myłoby się wszystko, od zaschniętych garów po szklankę po kawie. Gdyby jeszcze do baterii podłączyć dozownik płynu- kobiety na świecie znowu z radością wróciłyby z pochodów feministek do kuchni. Serio, karcher to super zabawa. Przy czyszczeniu ścian, podłóg, powierzchni płaskich, patrzysz na coś, by w chwilę później czuć się jak w Paincie, dzięki któremu możesz używać gumki i niszczyć ciemność. Przy okazji, wrzucając ciuchy do dużej miski i sypiąc do nich garść proszku, można zrobić pranie w 5 minut, jeśli masz gdzie rozwiesić koszulkę czy spodnie i potraktować je gorącym ciśnieniem to każda „różowa siła” opuści smutno głowę i odejdzie do psychiatry by użalać się nad swoją nieprzydatnością. Można też nim sprawić, że Twoje od dwóch lat czarne adidasy zaczną lśnić bielą jak ząbki Richarda Hammonda z Top Gear.  I nie widzę problemu by w moim domu tak się pranie robiło. Choć pryskająca na lewo i prawo woda byłaby problemem to nie sądzę by nie dało się go rozwiązać uzyskując w ten sposób stos czystych ciuchów w parę minut.
                Reasumując, kobiety- przestańcie truć sobie mózgi bredniami ze świata mody, w jeansach wyglądacie znacznie lepiej niż w krzywo przyciętej firanie. Faceci- wy kupcie sobie karchera, po umyciu auta możecie odciążyć swoje wybranki lub matki i zrobić sobie przy okazji pranie, duże gary też się super myje.

czwartek, 4 lipca 2013

Sytuacji z PKP kilka.

Przez minione 2 tygodnie kilka razy korzystałem z Polskich Kolei Państwowych by dostać się w parę miejsc. Przemieszczałem się na trasie Katowice-Kołobrzeg, , Kołobrzeg-Warszawa Centralna, Warszawa C.-Poznań, Poznań-Kołobrzeg. W tym czasie miałem możliwość zapoznania się z aktualnymi warunkami panującymi u naszych przewoźników i na naszych dworcach.
 Kiedy po wrzuceniu ostatniego wpisu na bloga zataszczyłem swoją torbę podróżną, plecak i torbę z laptopem do „jeżdżącej puszki” mojej mamy (zwanej potocznie Fiatem Uno o barwie homoseksualnego błękitu) czułem się już wykończony. Następnie toboły i ich właściciel przekrzywili zawieszenie na prawą stronę niczym góra lodowa Titanica i popalając papierosa można było ruszyć na Dworzec Główny w Katowicach.
            Wiecie, o którym mówię? Tak, zgadza się, mowa o tym szklanym centrum handlowym, które dla niepoznaki ma parę kas PKP by nazywano to dworcem. Już po przyjeździe odkryłem pewną niedogodność. Zapomniałem kupić papierosów. To dość poważna sprawa bo pan Raczek zaczynał dopominać się kolejnej porannej dawki oparów napędowych. Pierwszy raz tego dnia miałem ochotę zrobić komuś krzywdę gdy zapytałem najbliższego konserwatora powierzchni płaskich o sklep. Dlaczego na GŁÓWNYM DWORCU, najważniejszej stacji kolejowej w województwie nie ma całodobowego? Czy jeśli jedziecie autem nad morze to czekacie do 8:30 aż otworzą stację benzynową? Nie, po prostu stacje są otwarte cały czas by wasze auto miało napęd- ja też go muszę mieć i są to fajki. Gdyby jakikolwiek turysta, obcokrajowiec czy inna osoba wobec, której można być ksenofobem wysiądzie na naszym dworcu by kupić sobie coś do picia to jedyne co zrobi to pogłaszcze swoje euro i użyje ich w innym kraju bo w Polsce, wielce ważnym członku UE nie ma nawet sklepu na dworcu. Kanapka? Kebab? Gazeta lub Panoramiczne na drogę? Zapomnijcie. Jedyna otwarta rzecz to SUBWAY gdzie bagietka kosztuje tyle co paczka Marlboro Gold i McDonald, który o 5 rano ma na zmianie samych nowicjuszy, którzy bardzo się starają by wyschnięte szczątki oczekujących na zamówienie za bardzo nie śmierdziały. To przecież głupota! Po to mamy dworce główne by w trakcie przesiadek i postoi móc iść kupić sobie coś ciepłego do jedzenia, piwo, papierosy czy prezerwatywy bo cała paczka poszła już między Katowicami a Poznaniem. A tutaj? NIC! Jak strzała wybiegłem z dworca i pomknąłem do 24h na ul. Dworcowej. Wpadam, szczęśliwy, że jednak drzwi otwarte czekają na klienta by dowiedzieć się…że nie mają papierosów. To już grube przegięcie! MONOPOLOWY, 24 DOBOWY- BEZ PAPIEROSÓW!?
Po upewnieniu się, że naprawdę nigdzie nie kupisz fajek w stolicy śląska, zmartwychwstaniu gdy okazało się, że moje zamówienie w Maku zostało znalezione pomiędzy wpół żywymi nuggetsami, umościliśmy się z dwójką towarzyszy w przedziale. Szok. Czyściej niż w moi pokoju nim go opuściłem parę godzin wcześniej, okno chodzi w miarę gładko, drzwi się domykają, zasłonki nie urywają przy najmniejszym chuchnięciu babci z astma. Cieszyłbym się pewnie bardziej gdyby nie fakt uporczywego nacisku w klatce piersiowej drącej się o dymka. Wchodzę do WC a tam kolejny szok- deska nie opada, kibelek perfekcyjnie czysty, działające gniazdko 220V, mydło w płynie, papier…No wszystko jest. Jak to możliwe? Tutaj mnie olśniło- przecież ten tabor stąd rusza, jeszcze nikt nie zdążył naświnić bo nie przejechaliśmy jeszcze przez Poznań, którego mieszkańcy łaszą się nawet na „mydełka” w WC. Jednak właśnie miasto skąpców poratowało mnie i mego palącego kompana Jacka. Gdy tylko po paru godzinach przeżytych na 4 cienkich papierosach, które znalazłem w torbie z laptopem (a o których zapomniałem- dzięki babciu!) wyskoczyliśmy na pierwszej dużej stacji z postojem, wybiegliśmy z pociągu, nabyliśmy po 2 paczki papierosów na zapas by wsiadając do pociągu zauważyć gdzie stoimy…Poznań!
            Jeśli brak sklepu na dworcu i podejrzana czystość taboru to mało, to warto bym wspomniał o cenie biletu. Zapłaciłem jakieś 37 zł. Wszystko fajnie, ale kiedy wyrywałem się na weekend z nad morza do stolicy by celebrować wesele, to cena biletu postanowiła rozpruć mój portfel. Kołobrzeg-Warszawa kosztowało mnie 45 zł. Gdzie tu sens? Ze Śląska na Zachodniopomorskie tańsze o 8 zł niż z Zachodniopomorskiego do Mazowieckiego? Pytam w kasie dlaczego by usłyszeć, że „jest zmiana przewoźnika i studencki 45”. Co z tego, że zmiana przewoźnika? Czyżby jechał innymi torami? Był wygodniejszy? Szybszy? NIE. Więc co? Mam płacić za przesiadkę w Szczecinku i czekanie tam 45 minut na dalsza część podróży? Człowiek, który pomyślał sobie, że zedrze trochę kasy bo pierwszy pociąg to REGIO a drugi IC powinien zostać utopiony w najobrzydliwszym kiblu PKP (lub powieszony gdyby akurat wody nie było). Dlaczego nie mogę kupić jednego biletu na całą trasę i zapłacić za niego? To tak samo idiotyczne jak to, że PKM Tychy, PKM Jaworzno i KZK GOP mają różne bilety. Trzeba by wziąć przykład z prywatnych przewoźników np na trasie Katowice-ZiemiaZakazana. Tam się wsiada, reguluje płatność z kierowcą i po sprawie. Omińmy problemy z rozliczeniem dochodów z biletów dla poszczególnych frakcji- płaćmy w tym autobusie, do którego wsiadamy i tyle.
Droga powrotna z Warszawy do Kołobrzegu była kompletną porażką. Szczerze, to pierwszy raz poruszałem się sam po stolicy. Dworzec centralny na początku był dla mnie - było nie było miastowego- labiryntem Minotaura. Szybko poszukałem Ariadny i idealnie, dwie minuty przed odjazdem taboru Warszawa-Poznań zjechałem schodami na peron z myślą, że bilet kupię u konduktora. Wtedy odezwał się cudowny głos, który zapowiedział 40-50 minut spóźniania. Szlag mnie trafił. Ludzie masowo zaczęli przeciskać się na schody a ja setny raz pytałem świat, dlaczego moja orbita przyciąga głównie łokcie i inne wystające kości ludzkie, które sprawiają, że z miejsc o dużym natężeniu ruchu wychodzę jak po solidnej burdzie w barze, w którym 10 sunnitów i 10 szyitów pokłóciło się o prawo do ślubu z nie oznakowaną kozą.. Ja postanowiłem, że dzięki temu zaoszczędzę 8-10 zł za bilet konduktorski i pójdę do kas.
Myślałem, że większego absurdu jak „zmiana przewoźnika” nie spotkam, jednak Warszawa pokazała, że potrafi zaskakiwać. Pani w okienku patrzy na mnie dziwnym wzrokiem i czeka na zamówienie.
-Do Poznania, 10:48, studencki.
-Ale on już odjechał, nie mam go w systemie.
-Co? Przecież ma 40 minut opóźnienia! Jeszcze nie pojechał więc o co chodzi?
- No nie wiem, nawet jeśli ma opóźnienie to według systemu już go nie ma i nie wypisze panu biletu, jak już to następny o 13:xx.
Będę siedział i czekał jeszcze ponad 2 godzin by zapłacić 10 złotych mniej niż u konduktora? Kiedy ja muszę jechać tym i jeszcze zdążyć na przesiadkę w Poznaniu by dołączyć do 2 osób, które również zmierzają na obóz?
-To ja panu mogę wypisać ten z Poznania jeśli pan przy tym spóźnieniu teraz zdąż, ale ten teraz u konduktora.
Tu moja cierpliwość zaczyna się kończyć. Czyli co? Konduktorzy mają umiejętność zaginania czasoprzestrzeni i oni na swoich maszynkach mogą wystawić bilet na pociąg, którego nie ma już w systemie, ale pani w kasie przy stałym łączu- nie? Dlaczego nie można mieć biletu bez zapisanej godziny? Po prostu , tak jak voucher na bilet lotniczy czy coś takiego, korzystasz kiedy chcesz, kasujesz i jedziesz. Nie, ja musiałem grzecznie czekać bo pani w kasie nie wie jak to załatwić. Bogu dzięki, że przed podejściem do zdzierców z PKP zdążyłem wyjść na dymka.

I ostatnia rzecz jaką PKP mi „Zafundowało”. Miejscówki. By dostać konkretną miejscówkę trzeba nie lada wyczynu. Kiedy pani konduktor udaje, że nie da się wprowadzić wagonu i miejsca ręcznie i co chwilę robi wszystko od nowa by miejscówkę wylosować i marudzi, że nie zdąży sobie po kawę przed obchodem- nie wierzcie diablicy. Da się, ale ja nie wiedząc o tym, postanowiłem jej to wynagrodzić i postawiłem jej za te trudy małą czarną, po którą musiałem przejść cały pociąg i wrócić nie wylewając niczego na pasażerów. Zostałem wyruchany jak bohater dowcipu o „burdelu u sióstr Jadwiżanek” bo kiedy wszedłem z kawą to kontem oka zobaczyłem jak pani wprowadza numerki jakie sobie zażyczyłem. Wzięła kawę i poprosiła o opuszczenie przedziału konduktorskiego.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Wyjeżdżam- tęsknijcie ( no i o seksie oralnym w CINIBIE).

                        Mieliście kiedyś problem w brakiem weny? Mnie się to ostatnio zdarza. Czuję się jakbym stał na balkonie, odpalał papierosa zapałką, na którą celnie pluje złośliwy sąsiad z góry. Już, już czuję się jak Gregory House, kamera robi zbliżenie na moje oczy, w których zagościła iskierka geniuszu- bęc, sąsiad znowu trafił a ja z obrzydzeniem wycieram reszki jego plwociny z ręki. I tak w kółko. Gdybym miał poruszyć kwestię z mojego życia, czytalibyście męskie wycie do księżyc. W jego skład standardowo wchodziło by, że kobiety to złe istoty, ludzie to cholerni zdrajcy a ja ostatnio prawie rzuciłem się z nożem na autobusowe DJki. Nic nowego. Jednak tak jak to bywa, temat niespodziewanie wyłonił się jak noworodek z…no wiecie.
            Za jakąś godzinkę o 3:30 wyruszam z domu, z torbą mieszczącą wszystkie skarby Fort Knox na rzut kwatermistrzowski. Taki dobry uczynek raz do roku- razem z ekipą kumpli i komendantem Hufca Ziemi Raciborskiej jedziemy rozkładać obóz dla paru setek dzieciaków, które przyjadą tam na 2-3 tygodniowy odpoczynek nad morzem. Wspominam moją poprzednią drogę na obóz. Trwała <fanfary> 21h. Rozumiecie? 22 cholerne godziny, ¾ drogi na stojąco, ¼ drogi przysypiając z kumplami w kiblu. Po wyjściu z pociągu w Ustroniu Morskim byłem tak zmięty, zniszczony, że żadna z ostatnich imprez nie miała tyle alkoholu by mnie urządzić jak PKP. Kontrolerzy? Nie kpijcie, nie pojawili się w pociągu ani razu, wiedzieli, że za warunki w jakich każą jechać ludziom są porównywalne do hitlerowskich transportów. Ścisk jak cholera, człowiek koło człowieka, nawet podrapać się nie można było bez uprzedniego poinformowania o tym połowy wagonu, wybiciu komuś ostatniego prawdziwego zęba i wzięcia pod uwagę paraboli lotu ręki do swędzącego miejsca. Ta ostatnia jest o tyle ważna, że przypadkiem można było podrapać nie to ciało co trzeba, niekoniecznie w miejscu, w którym mnie swędziało. Tym razem, kupiliśmy z chłopakami miejscówki. Ciekawe czy będzie lepiej? Hahahaha. Tak ja też w to nie wierzę, po naszych kolejach można spodziewać się co najwyżej nie spadającej deski w WC. Hahahah. Znowu żart, tego też nie można wymagać.
Szlag mnie trafia za każdym razem kiedy jestem zmuszony kupić bilet w kasie. Podchodzisz do kobiety, mówisz gdzie chcesz jechać, gdzie masz przesiadkę, jaką linią i przewozem jedziesz by usłyszeć, że „nie znalazła takiego w systemie” i może wybrać nam inną. Przecież dopiero co siedziałem przed komputerem, z rozkładem online PKP i widziałem jak w mordę strzelił, że jest. Po co paniom te komputery? Zdaje się, że do tego samego doczego służą one w Urzędzie Wojewódzkim przy ul. Jagiellońskiej, gdzie przechodząc przez korytarze i pokoje wielkości hangarów dla DreamLinerów na co 2 komputerze widać facebook.pl, demotywatory, komixxy itp. Kiedy już w końcu wytłumaczysz pani, że taki przejazd jest, jej komputer nagle stwierdzi, że chyba faktycznie coś pochrzanił- dostajesz bilet. Idziesz na peron, jesteś już prawie szczęśliwy bo za chwilę siądziesz w przedziale i będziesz mógł odpalić papierosa w przedziale dla palących. Zaraz, moment. GDZIE JEST PRZEDZIAŁ DLA PALĄCYCH!? Cholerna UE! Teraz trzeba tolerować i uznawać wydziwianie nie-palaczy na każdym kroku. Przecież oni też powinni tolerować mój nałóg czyż nie? Ja toleruję nie palenie- oni niech tolerują palenie. Zawsze miałem zasady- nie palić przy dzieciach w pomieszczeniu, przy chorych, na przystanku pod wiatą i na przejściu dla pieszych. AntyPalacze zachłannie chcą więcej. W knajpach muszą być oddzielne sale, jeśli ich nie ma- sru na dwór. Jeśli jest zima- oduczysz się palić nim zamrożona cielęcina, którą nazywasz ręką, bo nim znajdziesz nią zapalniczkę, papierosa- wyzioniesz ducha, który w drodze do stwórcy straci z zimna obie nogi (w przypadku aniołów panów- 3). Za niedługo będziemy mieć tak jak to jest na Ukrainie. Jak zrelacjonowała mi Dzwina z Lwowa, u nich panuje całkowity zakaz palenia „na zewnątrz”. Nie, nie wyjdziesz na dwór i nie zapalisz. Jeśli cholernie Cię podszczypuje rak- musisz iść do swojego domu lub błagać by ktoś użyczył swojego jako palarni. Prawdopodobieństwo, że wróciłbym z Ukrainy jest nikłe, bo dostałbym tyle mandatów za palenie na ulicy, że miliony chrywien spłacałbym Ukraińskiemu rządowi do końca życia.
            Pomijając te niedogodności znowu mam nadzieję, że jednak będzie gdzie usiąść, że jakiś napruty Koranem arab nie zechce zająć mojej miejscówki podrzucając radośnie detonator,  no i że kibel mnie nie zabije lub nie wessie na tory.
            A jak już o WCtach, kiblach i miejscach publicznych mowa- 4 maja na Spotter CINIBy wpłynął post. W nim, pewien młody, pełen godności, powagi i kultury młody mężczyzna napisał, jak to w kabinie pracy indywidualnej pewna para radośnie uprawiała seks oralny (Spotter CINIBA, post 4 maja-klik).
Napisał tak:

„[…]Pomimo, że jestem facetem to myślałem, że się szczerze porzygam. Ludzie kurwa zero szacunku do siebie i do nikogo. Pozdrawiam tą smutną parę, może lubicie adrenalinę ale myślę że kibel byłby również emocjonujący a mniej obleśny."

W związku z tym, że jest 3:15 a ja zaraz jadę na pociąg, nie będę tłumaczył, jak bardzo cnotliwie i dziewiczo śpiewasz. Wiem jedno- nie jesteś facetem, jeśli choć raz nie marzyłeś o seksie w miejscu publicznym z gorącą laską z wydziału biologii (tamtejsze dziewczyny ostatnio poprawiał mi w guga humor namiętnymi pocałunkami między sobą- bawić się potrafią). Jeśli będę miał okazję- napiszę do Was z pociągu. Tymczasem, jeśli nie będę miał Internetu- do zobaczenia za tydzień- wyruszam czynić dobro!

Z harcerskim pozdrowieniem : CZUWAJ!

czwartek, 13 czerwca 2013

Zabił Celine Dion, przed pudłem uciekam ja! I jeszcze coś o dzieciach.

                Zabiłem Celine Dion!

                Zawsze uważałem, że dzieci to zło. Szczególnie te małe, krzyczące, żądające wszystkiego, które spotykamy w centrach handlowych. Uważałem także, że byłbym najkoszmarniejszym ojcem jakiego ziemia nosiła. Dziś zapomniałem indeksu, zgubiłem klucze, zabiłem Celine Dione. Co by było jakbym miał zajmować się dzieckiem? Jestem pewny, że zgubiłbym dzieciaka na stacji, pomylił wózki w parku i przyprowadził zupełni to samo dziecko tylko, że innej płci i na 100% zasnąłbym na kanapie gdy moja latorośl odkryłaby genetycznie dziedziczone po tacie zapędy pirotechniczne. Jak się ostatnio okazuje, to się zmienia tak jak poglądy polityczne.
                Odkąd na świat przyszedł Dominik, mój niespełna 3 letni kuzyn, wszystko się zmieniło. Dziś przykładowo, niczym starszy brat lub wujek poszedłem z nim na spacer. Uzbrojony w psa, którego IQ nie przewyższa ameby, moją arabską głowę i telefon satelitarny z możliwością wezwania na ratunek GOPRu- wyruszyliśmy. Wiecie co? Nie pamiętam kiedy tak dobrze się bawiłem. Alkohol, papierosy i siedzenie w knajpie są super. Ale nic nie przewyższy radości z powrotu do dzieciństwa i radochy z zabawy z dzieckiem, które ubaw znajduje nawet w rozdeptanym ślimaku czy psiej kupie. Nawet huśtawka mnie utrzymała!
                Kiedy wróciliśmy do domu rozkazałem ojcowskim tonem skierować się do łazienki celem umycia rąk.  No i tutaj rozpoczyna się moje krwawe dzieło, które zwiastowałem tym krzykliwym tytułem. Gdy trzymałem młodego przy umywalce, ten z radości potrącił Celine Dion. Spadła niczym DiCaprio w głębie oceanu. Usłyszałem stuknięcie. Pomyślałem, że „przecież setki razy spadały mi perfumy, szkło jest mocne, zaraz to podniosę”. Kiedy spojrzałem w dół i zobaczyłem rozbite perfumy, który zalał podłogę i w  ramach zemsty chce mnie zagazować- wpadłem w histerię, zupełnie jakbym faktycznie zgubił dziecko. Kiedy ciocia zapytała co się stało, odpowiedziałem tonem pełnym pewności siebie i luzu, że ROZBILIŚMY jakieś perfumy (ważne jest tu użycie liczby mnogiej, bo przecież jeśli wina jest wspólna to jakże okrzyczeć dziecko?). Dostałem wytyczne żeby sprzątnąć i po sprawie, przy dziecku się zdarza, nic nie szkodzi. Puściłem młodego wolno a sam pod pretekstem szybkiego prysznica i sprzątnięcia zamknąłem się w łazience. Po umyciu podłogi i prysznicu, z mokrymi włosami spadającymi na twarz, niczym Clint Eastwood oparłem się o umywalkę. Spojrzałem sobie głęboko w oczy i pomyślałem: nie żyje, nic z tym już nie zrobisz, trzeba pozbyć się dowodów, to przecież była Celine Dion! Gruby, dziwnie znajomy diabełek na lewym ramieniu z wyrozumiałością kiwał głową. Jego sąsiad -dziwnie gruby herubinek na drugim ramieniu- siedział odwrócony do lustra plecami i niewinnie pogwizdując huśtał nogami, udając, że nic nie wie. Wziąłem się do roboty, poćwiartowane perfumy owinąłem w papierowe ręczniki i zaniosłem do śmieci. Diabełek widząc, że wszystko poszło zgodnie z planem a zwłoki są ukryte rozradował się i wrócił do głowy marzyć o zbereźnych rzeczach, aniołek nadal pogwizdując, przebrał się w hawajską koszulę i odleciał.
                Już miałem wychodzić od cioci, gdy ta postanowiła dać mi na drogę worek ze śmieciami. Poszła po niebieską burkę z nieprzyjemnymi zawartościami. Już miała mi go wręczyć ale „niuchnęła”. W jej oczach błysnęły iskierki, te które są preludium do przeistoczenia się we wściekłą kobitę, której ulubione perfumy leży w śmieciach. Uchyliła worek i paznokciem odsunęła papierowy ręcznik.
Zdążyłem się jedynie maksymalnie skurczyć i schować za Dominikiem, który przyszedł się pożegnać. Liczyłem, że jego dziecięce, niewinne oczka pozwolą mi zachować głowę. Jednak mój niezawodny refleks nakazał mi szybkie opuszczenie mieszkania, w ułamek sekundy po tym rozległ się krzyk:
- ROZBIŁEŚ CELINE DIONE!!! ZABIJĘ CIĘ !!!
Ostatnia rzecz jaką słyszałem ( nim z okien padły strzały i przekleństwa zrodzone w okopach) było wołanie kuzyna Dominika: ZABIŁEŚ CELINE DION! ZABIŁEŚ CELINE DION!
                Wniosek? Dzieci są okropne, rozbijają perfumy, przez nie oskarżają Cię o morderstwo, wsadzają do paki byś rozpoczął karierę jako „nowa mamusia”- zapewniam, zniszczą Ci życie! Co więcej- ze spacerów z nimi wracasz umorusany gorzej od nich, spocony i ośliniony przez amebę na smyczy, która jakimś cudem urosła do rozmiarów małego czołgu.

 Teraz siedzę i piszę te ostatnie słowa zza garażu, którego blachy już długo nie wytrzymają ostrzału. Z tego co usłyszałem zaraz wróci wujek. Jak go znam, to podjedzie do mojego okopu tyłem swojego vana, otworzy bagażnik i wypali serię z CKMu w imię skrzywdzonej małżonki. Więc jeszcze raz: dzieci są okropne, ale po namyśle stwierdzam, że jeszcze bardziej złe są ich matki gdy wpadają w szał. Wniosek końcowy? Cieszę, że moja twarz zapewnia mi brak możliwości na małżeństwo, ominą mnie dwie największe „zła” w życiu!

Zamiast zakuwać skrobię jakieś wersy.


Wersja pierwsza, luźna

Student literatki

Zasępiony siedzi, student literat
walce umysłem, wcale nie rad
huczą wspomnienia, piękne tańce
rozpustne figury ubrane w różańce

Smutny wspomnieniem, żak zakuwający
choć próbuje odważnie, jednak jest niechcący
echa potańcówek, słabe powroty
podboje, marzenia, żaka niecnoty

Radosny siedzi, student i literatka
czy to zatka szyjkę, czy wsadzi kwiatka
nowe echa- kłopot- będą potem
student z literatki korzysta z powrotem

Wersja nieco inna oparta na pierwszej:

Student literatki

Rozpustne figury ubrane w różańce,
huczą wspomnienia, wesołe, piękne tańce.
Tak zasępiony jest, student literat,
walce umysłem, wcale nie rad.

Choć próbuje odważnie, jednak jest niechcący.
Potańcówka i powrót zatrważający,
podboje, marzenia, żaka niecnoty,
walczą z mózgiem by miał kłopoty.

Radosny już siedzi, student i literatka
czy to zatka szyjkę, czy też wsadzi kwiatka,
literat tą literatkę bierze znów.
Będą potem nowe echa kłopotów.

//tak, uczę się baroku.

wtorek, 11 czerwca 2013

Felieton, ODCHODZĘ Z RUCHU PALIKOTA czyli dławione zmiany poglądów, które wybuchły.


            Choć nosiłem się z tymi myślami przez wiele minionych tygodni, z dnia na dzień, z „dziennika” na „dziennik”, coraz bardziej utwierdzałem się, że czas by pozwolić swojej świadomości o TYM pomyśleć. Na spokojnie. Zacznijmy.
            Fakt, że człowiek nie jest krową i zmienia zdanie jest prawie niepodważalny. Prawie, bo jak się okazuje, dla niektórych jest to rzecz tak abstrakcyjna i niemożliwa do przyswojenia, że jedyna reakcja na zmianę światopoglądów innego człowieka to próba wyśmiania, podnoszenia larum i na końcu próby degradacji w oczach dotychczas znanych mu ludzi. Kiedy ostatnimi czasy oglądałem NIEKTÓRYCH przedstawicieli partii, z którą naprawdę się swego czasu utożsamiałem, to szlag mnie trafiał. Kiedy widziałem, jak wewnętrzne zawiści i ambicje zjadają niektórych od środka, krew mnie zalewała. Jednak ostatnio, szczyt głupoty jaki przedstawiła moja dotychczasowa, polityczna oblubienica sięgnął apogeum. Ludzie z RPL chcą by głosowali ludzie w wieku 16 lat. Pamiętam siebie w tym wieku. Niedawno wspominałem ten czas razem z moją mamą, a niedługo później z przyjacielem i doszliśmy do pełnej zgody stwierdzając, że byłem zwykłym bęcwałem, który szczerze myślał, że jest inaczej. Ale nawet wtedy, sam sobie nie pozwoliłbym na pójście z czystym sumieniem do urny. „ZA” szesnastoletnimi wyborcami (na pioruny i grad, który obił Uno mojej mamy! JAK TO BRZMI?!) argumentuje się tym:

1. Dzisiejsza młodzież dojrzewa dzisiaj szybciej i wyprzedza pokolenie swoich rodziców pod względem umiejętności uzyskiwania informacji. 16-latkowie o wiele sprawniej są w stanie wynaleźć (głównie w Internecie) dane o partiach politycznych, ich programy, ale też różne kontrowersje czy machlojki. Nie za bardzo rozumiemy, czemu 16-latek, mający w głowie pewien obraz świata, w którym chciałby żyć, ma być traktowany gorzej od pana spod budki z piwem, który nie czyta gazet, nie ogląda telewizji i od którego można kupić głos za butelkę taniego wina - ale on może głosować, bo jego jedyną zaletą jest ukończony 18. rok życia. 16-latkowie traktowani są jak dorośli w sprawach karnych, w pracy zarobkowej, czy w prawie rodzinnym - czemu nie mieliby mieć możliwości decydowania?”

Spieszę z odpowiedzią i niechaj ją zapamiętają wszyscy. Nie ma i nie będzie mojej zgody na to, by mojego prezydenta, premiera, posła, wybierał nieukształtowany intelektualnie ani emocjonalnie karczek, który właśnie kończy Gimbazę. W wieku 16 lat wychodziłem z Gimnazjum, kierowałem swe kroki do LO. W nim po raz pierwszy za sprawą niektórych ludzi widziałem jak bardzo głupi był ze mnie szczyl. Po ukończeniu LO, wkroczeniu na studia widzę to jeszcze wyraźniej. Szukanie elektoratu pośród młodej, podatnej na wizje i idee młodzieży epoki: hipsterów, chłopcząt, mazgai, wychowanych pod platynowym kloszem dzieci oraz zostawionych samych sobie dzieciaków, które stają się blokersami i blacharami- TO JEST WSTYD. Dzieciak znajdzie informacje w sieci? Tak sam z siebie? Wolne żarty! Przeglądając historię przeglądarek 16-latków najpewniej możemy znaleźć świeżutki filmik z Sashą Grey i panteonem jej koleżanek. W przypadku dziewczyn- pudelka, kwejka, foty nowych bożyszczów i linki do ciuchów na allegro. Odsetek nastolatków, które sięgną po elektroniczną wersję programu partii politycznej jest tak niski, jak poziom i zachowania niektórych przedstawicieli polskich obywateli przy ul. Wiejskiej.
Rozumiem, że chcemy (ja nadal chcę!) depenalizacji marihuany. Rozumiem, że demokratyczna większość ma prawo to zatwierdzić lub odrzucić. Ale dlaczego mają to robić knypki ,zalewające się śliną nastolatki, które właśnie próbują sobie przypomnieć w którym sklepie z „gadżetami” kupili te szmatławe chemikalia, mające czelność porównywać się do Cannabis? Wszystko jest dla ludzi. Ale człowiekiem być, to być ugruntowanym homo sapiens, nie hipsterus-bieberus. Skręca mnie od dawna jak widzę niewieściejących chłopców, którzy śpiewają falsetem. Serio! Takiego spotkałem wczoraj w autobusie. Składał dłonie w serduszko <3 i machał tak przez pół autobusu do speszonych dziewczyn na przystanku. Nic bym do niego nie miał, gdyby zachowywał się normalnie. Sprawę jego głosu posłałbym w diabły, bo nikt nie jest idealny, jednak za te okrzyki i serduszka miałem ochotę zdjąć z głowy arafatkę i bardzo mocno mu ją zawiązać na szyi , najlepiej z jednym jej końcem zatrzaśniętym w lufciku dachu.

Mężczyzna jest po to mężczyzną by:
  • Stanąć w obronie (TAK FEMINISTKO!) SWOJEJ kobiety. By dać się pobić by ona mogła zwiać jeśli sam nie jest w stanie zażegnać zagrożenia. 
  • Naprawić w domu jakąś standardową usterkę, pracować na własne utrzymanie, zmienić oponę czy sprzedać gonga gościowi, który właśnie obraził jego matkę. 
Mężczyzną nie jest się po to by:
  • Wciągać na siebie różowe rurki, które sprawiają, że krew z mózgu nawet jakby chciała to nie ma gdzie odpłynąć bo chłopczęta niezbyt pamiętają gdzie docelową zawartość krocza zgubili przy ich zakładaniu. (czego skutkiem musi być płodzenie innych pół-inteligentów lub płodzenia brak). 
  • Spędzać w łazience więcej czasu niż kobieta, w oczekiwaniu aż będzie można zdjąć maseczkę i spokojnie popracować nad manicurem. 
Człowiek jest od tego by się zmieniać, kształtować, edukować, rozwijać myśli swoich przodków. Nie aby się cofać  w rozwoju do dukania monosylabami jak nasi szlachetni praojcowie Neandertalczycy lub zmieniania się w drugą płeć „piękną” (zwaną niegdyś słabą, co wiąże się być może z tym, że zdecydowana większość pań nie weźmie na kark 50 kg worka ziemniaków i nie zaniesie go na 4 piętro a płeć „brzydka” póki co, jeszcze to potrafi).
            Wiele razy mówiłem sobie; stary, zawsze byłeś tolerancyjny, nigdy nikogo nie obraziłeś na tle rasowym, religijnym, płciowym, seksualnym. Nigdy nie żywiłeś urazy do Romów( choć do dziś nie wiem kto tak naprawdę ukradł mój komunijny rower na Zawodziu*- a podejrzenia i oferty kupna nowego, dziwnie podobnego były dość jednoznaczne). Nie rzucałeś się ze złością na czarnoskórych, nawet Rosjan i Niemców tak naprawdę tolerowałeś (no, poza opowiadaniem serii dowcipów, które i tak najczęściej odzwierciedlały sporo prawdy).
            Czemu czujesz, że to się zmienia? Źle Ci? I tak trwałem w wielu sprawach, pytaniach i jakoś się z tym wszystkim zgadzałem- tylko jakby nie do końca.
Zawsze coś mnie wewnętrznie wkurzało. Irytowały mnie np.: tęczowe parady. Jaki skutek odnoszą? Prócz blokowania ulic i wkurzania kierowców? A taki, że coraz więcej ludzi uważa ich uczestników za niespełna rozumu. Jakże by inaczej na LGBT patrzyła Polska gdyby krzykliwe stroje zastąpili zwykłymi, codziennymi ubraniami? Czemu za wszelką cenę chcą pokazać jak bardzo są różnią (wyróżniający?) od reszty? Nie lepiej pójść i pokazać : jestem taki jak Ty, ubieram się jak Ty, siedzę koło Ciebie w pracy, płacę cholerne podatki, użeram się z ZUSem i drożejącym bochenkiem chleba- cóż Ci do tego czy jestem hetero, homo czy Bi, chcę mieć papier w Urzędzie Stanu Cywilnego, że kogoś mam- tak jak Ty. Wiecie jak bardzo zmienilibyście to jak ludzie na was patrzą? Kto wie, może nawet społeczeństwo, które teraz w strachu przed komuną i rozpustą ucieka do PiSu, spojrzałoby na wasz pomysł przychylniej? Lepiej iść i drzeć się, pokazując, że się jest zwykłym kretynem?
Znałem parę gejów. Siedziałem z nimi pewnego razu w knajpie na ul. Chopina w Katowicach. Nawet trzy  godziny wlewania w żołądek piwa w ich towarzystwie, nie dały mi ani cienia podejrzenia, że są homoseksualną parą. Byli. Powiedzieli to po jakimś setnym piwie. NO PROBLEM! Ja nigdy nie byłem i nie będę przeciwko LGBT bo…
            Śmiało mogę stwierdzić na podstawie własnych doświadczeń: przez towarzystwo Pana Tyłka w spółce z Panem Piwną Kegą nie raz miałem okazję spotykać się z zadziwiającym potępieniem, i to tylko z powodu bycia WIIIEELKIM. Jestem też często skrajnie inny od większości ludzi w moim środowisku, do tego stopnia , iż czasem się dziwię, że ktoś mnie jeszcze nie odstrzelił za to, że jestem fatalistycznym gburem z niewyparzoną jadaczką. Ale to już są studia, ludzie są nieco mądrzejszy, mają to wszystko bardziej gdzieś i częściej patrzą swojego życia niż mojego tycia. Bycie grubym wcale nie jest lżejsze od bycia gejem czy lesbijką w Polsce, ale czy to oznacza, że mam pójść w pochodzie, ubranych w lateksowe, krzykliwe stroje tłustych ludzi i głosić, że to tak naprawdę ja jestem ok, a oni są do mnie uprzedzeni? Jezu Chryście, jedno wam powiem, sam bym siebie widzieć w takiej akcji nie chciał a co dopiero innych skazywać na taką traumę. Magia akceptacji (i adaptacji!) to pokazać, że ma się coś wspólnego z resztą świata i to, że samemu coś mogę temu światu jakoś ofiarować, nawet jeśli inni z tego daru radować się nie będą bo będzie to soczysta krytyka chamskiego nie dzielenia się czymś tak prozaicznym jak notatki.
Kolejną sprawą są awantury o śmieciówki i pracę dla młodych. Śmieciówka- bez niej, mój drogi młody, nie pracowałbyś wcale. Aktualnie polskiego pracodawcę (przez pieprzony, upadający ZUS z placówkami za miliony) nie stać na etatowego pracownika. Wiem co mówię, mój wujek prowadzi firmę, i gdyby te hieny rządowe i skarbowe obniżyły opłaty o 20% to mógłby zatrudnić dwóch nowych pracowników co rozwinęłoby jego firmę, zmniejszyłoby bezrobocie i wpłynęłoby pozytywnie na wzrost PKB oraz standard życia dwóch ludzi. Tak niestety nie  będzie i wątpliwe by się to miało zmienić. Praca dla młodych? Super, ale jak zapytałem na jednym z zebrań o jaką pracę chcą walczyć i w jaki sposób, to jakoś niezręcznie było. No bo o jaką? Jaką do cholery ma mieć pracę osoba bez matury, bez studiów (które i tak już są hobbystką) , bez fachu?- ŚMIECIOWĄ! Żeby mieć dobrą robotę trzeba mieć mózg, papier na swoje umiejętności lub być obrotnym przy własnym biznesie. Ja sam, zadaję sobie sprawę z tego, że idąc na polonistykę muszę jeszcze coś zrobić na boku, jakiś kurs, jakiś kierunek, by nie zdechnąć z głodu- ale to mój prywatny wybór. Jeśli chcesz mieć pracę – zostań inżynierem lub psychiatrą, w naszym kraju zapotrzebowanie na te zawody nigdy nie zmaleje. Darwinizm się kłania (ten antykatolicki, opisujący świat naukowo! Ten, w który sam jego twórca- brodaty Karol- dziś by zwątpił), w którym jednostka silna zjada słabszą. Dlatego na obiad to ja jem krowę (lub coś co zostało tak nazwane przez sprzedawcę) bo jestem przedstawicielem gatunku zasiadającego u szczytu łańcucha pokarmowego. Gdyby to krowa była mądrzejsza, to właśnie jej serwowano by mój zadek z jabłkiem w środku na zlocie Polskiej Partii Krów i Buhajów. Nie miałbym wtedy za wiele do powiedzenia, no może prócz: udław się.
Przestało też mnie pociągać chodzenie z ulotkami, głoszenie swoich idei na papierze, który zaraz wyląduje w koszu (wraz z nimi legną drzewa w Amazonii- szach mat ekolodzy!). Wiem za to, że jedynie rozwojem własnym, edukacją, jestem w stanie cokolwiek zmienić, ludzkiej odporności na zmianę i wiedzę nie zmienisz.
Skoro już wspomniałem: Ekologia. Jestem w pełni za ekologią ale tą realistyczną, tą, która nie stawia żuczka, ptaszka, robaczka ponad człowiekiem. Jeśli gdzieś w Polsce w domy wjeżdżają samochody, ulice są oblegane przez Tiry, które stwarzają realne niebezpieczeństwo to trzeba działać na korzyść dwunogów, które wynalazły koło, silnik V10 i (jak dla mnie cudownego) Bentleya Continentala GT. Nie może też być tak, że inwestycje w budowę nowego bloku mieszkalnego zatrzymują ptasie gniazdka. Sorry, ale to, żeby człowiek miał dach nad głową zawsze będzie w moich priorytetach wyżej niż ptaszek (chyba, że to taki, który zżera piekielnych wysłanników Lucyfera, których na ziemi nazywamy „komarami”- od nich WARA!).
            Na koniec, chciałbym w miarę poprawnie przytoczyć słowa znajomego z mojej ulubionej miejscówki, którą jest „Scena Gugalander”.

Dlaczego państwo ma mi zakazywać nazywania Cię per „ Ty chuju” ,skoro na takie traktowanie sobie zasłużyłeś? Albo możesz coś zrobić, żebym zmienił zdanie o Tobie, albo będę nazywać Cię „chujem” i nikomu nic do tego, ani państwu ani innym ludziom.


Do tego stwierdzenia pozwolę sobie dokleić coś od siebie: jeśli nie chcesz mojego zdania o sobie zmienić- nie wchodź mi w drogę, żyj sobie i daj żyć mnie, a gwarantuję, że obaj zaoszczędzimy na lekach na nerwicę i dożyjemy późnej starości. Jeśli nie, nie dziw się, że przy ludziach stwierdzę, że jesteś pospolitym, samolubnym Gorolem, który jedynie potwierdza moje doświadczenia względem nich (nie ma uprzedzeń, są tylko doświadczenia).
Oficjalnie oświadczam, że nie życzę sobie by ktoś zakazywał produkcji papierosów „z klikiem”, kazał robić je na dodatek gasnące, mówił czy wolno mi opowiadać dowcipy o klerze, muzułmanach, żydach i polakach skoro mnie bawią. Chcę by na paczce moich fajek dumnie widniał napis firmy, która je produkuje, nawet jeśli mają kosztować 10.40 zł i być ohydne, chcę też umrzeć tak jak sobie sam tego zażyczę, dlatego w RPL popieram jeszcze świeckość państwa i prawo do eutanazji na życzenie.
           

PS: cieszę się, że są jeszcze pośród ludzi z RPL Katowice, dwie takie osoby, które moją decyzję uszanowały mając to po prostu gdzieś, bo to moje życie i moje poglądy. Ja mam prawo swoje zmieniać, mam też prawo z waszymi się nie zgadzać. Ot, piękno demokracji.


PSS: Byłbym zapomniał. Straż Miejska- tu też stoję z wami w jednym szeregu bo co jak co, nam więcej szalejących kowboi, którzy myślą jak to ważni nie są- nie potrzeba.

Zawodzie- klik!