czwartek, 30 maja 2013

O tym, czy i dlaczego Gimnazja powinny spłonąć wraz ze swoimi twórcami.



    W 2003 roku, w cztery lata po wprowadzeniu reformy oświatowej, stanąłem przed wyzwaniem wyboru gimnazjum. Miałem spore możliwości, jednak postanowiłem pójść na łatwiznę, i zamiast uczestniczyć w wyścigu szczurów w gimnazjach "z wysokim poziomem" poszedłem do najbliższego budynku o nazwie Gimnazjum, oddałem papierek i radośnie kontynuowałem wakacyjne lenistwo.
Trafiłem do jednego z Katowickich gimnazjów i doznałem szoku. Ja, nastoletni chłopak po podstawówce, która jak dla ociężałego Muminka była sporą traumą, nie potrafiłem dać wiary swoim oczom. Kilku outsiderów, buntowniczka, gang łysego, dwie kujonki, człowiek-góra, dwie gwiazdy sportu, krzywonogi kumpel jednej z gwiazd o talentach matematycznych oraz ja i (jak się potem okazało) mój najlepszy kumpel, tak wyglądała początkowo moja klasa. Założę się, że w niejednej innej placówce czy klasie wzorce osobowe byłyby identyczne. Dość szybko połapaliśmy się jak będą wyglądać nasze następne trzy lata i nie żartuję, gimnazjum jest jak sejm przy ul. Wiejskiej. W krótkim czasie stworzyły się ugrupowania, które spokojnie można nazwać, lewicą- Ci mieli wszystko w du*** i lubili być popularni, prawica- czyli gang łysego i Ci, którzy woleli się ich słuchać by nie zostać zdymisjonowanymi pięścią, oraz instytucje pozarządowe czyli outsiderzy. Istniała jeszcze inna grupa, centrowcy, a do nich należało ledwie trzech gości, ci lawirowali pomiędzy wszystkimi robiąc doraźnie za koalicjantów.
Wiecie jak łatwo można było otrzymać tygodniowy make-up w gimnazjum? Bardzo prosto. Wystarczyło, że potrąciłeś łokciem piątego z kolei młodszego brata, który ma średniego brata w ostatniej klasy, który ma starszego brata, który kombinował jak sprzedać lewe BMW (oczywiście po odsiedzeniu wyrok w KW Chełm).
Nauczanie? Tutaj można się pokusić o stwierdzenie- zadowalające. Bite trzy lata mało co robiłem, moim głównym zajęciem było słuchanie, pisanie tego co usłyszałem, prowadzenie akademii i innych imprez szkolnych. Jako słuchowiec przeskakiwałem wszystkie humanistyczne zajęcia bez najmniejszego problemu. Można by się pokusić o stwierdzenie, że nie robiłem na nich nic bo wszystko było w większość dokładniejszą powtórką materiału z podstawówki. Zmorą były przedmioty ścisłe. Ale koniec końców jako bystrzak, który nie jedno z nauczycielem ugadać potrafił permanentnie obijałem się cały rok, by w ostatnim miesiącu zaliczyć wszystkie przedmioty ścisłe i byłem wolny.
W tym momencie nie wiem czy mam "gimbazie" oddać cześć czy nią gardzić. Z jednej strony nauczyła mnie jak przeżyć, umiejętnie dogadywać się ze wszystkimi, nie zebrać bo gębie i w razie czego wezwać własnego brata z jego kumplami by mnie odeskortowali do domu gdy z egzaminu na dogadywanie się dostawałem kapę, a z egzaminu na docinki i złośliwości 5. Z drugiej, doznałem sporego zawodu jeśli chodzi o edukację a niejednokrotnie panująca atmosfera więzienia przyprawiła mnie o depresję i zaburzenia społeczne.
Jednak teraz patrzę na to wszystko z nieco dalszej perspektywy i stwierdzam, że pan z AWS winien zawisnąć jako piniata w moim byłym gimnazjum. Przynajmniej za sam fakt, jego stworzenia. Kiedyś moi rodzice chodzili do podstawówki przez 8 klas, by po tym czasie pójść do zawodówki lub czegoś podobnego. Przez 8 lat, chodzili do szkoły z tymi samymi ludźmi, po 8 latach byli w stanie się z nimi dogadać i kończąc ten etap edukacji z żalem i wieloletnimi przyjaźniami odchodzili w bardziej dorosłe życie, wychowani w jednej szkolnej społeczności. Teraz, dzieciaki, których rodzice nie potrafią wychować, wyrywają się dwa lata wcześniej spod opieki belfrów, którzy są ich ostatnią nadzieją, by trafić do więź-nazjum, gdzie spokojnie można przygotowywać się do życia w mamrze lub w sejmie, zaznajamiając się z tym co i tak ledwo im do łbów wcisnęli pracownicy podstawówki. Kiedy teraz słyszę o gimnazjach to źle, lub dobrze, gdy są to szkól prywatne lub katolickie (to u mnie rzadkie ale ukłon dla szkół katolickich). W gimbazie "dzielnicowej" spotkamy teraz głównie bandy osiedlowych karczków, lampiar i blachar, spotkamy nauczycieli zmęczonych życiem i nauczaniem tłuszczy, lub takich, którzy nie przeszli szkolenia z przywództwa i samoobrony by przeżyć. Zdarzają się też jeszcze persony takie jak ja, które głupio wybrały ale teraz nawet te dają się porwać więziennej fali. Wniosek nasuwa się sam, a w raz z nim przekonanie, że chyba skoczę jeszcze po jeden kanister VPower by przy okazji wyżreć nad szkołą dziurę w ozonie, która nie pozwoli by cokolwiek na tej ziemi, kiedykolwiek powstało.
  Chyba jedyną najważniejszą rzeczą jaką mi dało gimnazjum to dwoje przyjaciół. Znam się z nimi do dziś, widuję się z nimi czasem codziennie, czasem raz w tygodniu, ale są. Tego nie mogę gimnazjum odmówić, choć w sporej mierze to przypadek, że kilku podobnych ludzi trafiło na siebie.
Jakiś czas temu byłem nawet w mojej byłej podstawówce. Próbowałem odwiedzić starych nauczycieli, których lubiłem, wychowawczynię, stare, zasuszone panie bibliotekarki, dla których pracowałem w bibliotece by mieć lepsze zachowanie (nie ujmuje to mojej miłości do nich). Jednak z tej sielanki zwiedzania murów, w których przeżyłem i dobre i złe chwile, wyrwał mnie Tyrion Lannister. Tuż po tym jak doznałem nieprzyjemnego uderzenia czymś okrągłym w brzuch (okazało się to głową Tyriona) usłyszałem:
"-Patrz kurwa jak chodzisz! Jak pójdę do PIĄTKI to Cię chuju dojebie!"
5ka- to numer najgorszego (z tego co słyszałem) gimbazjalnego zakładu dla przyszłych przestępców w Katowicach. Ale za to zostałem odmłodzony przez skrzata o jakieś 8 lat, no czyż nie baśniowo?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz