piątek, 31 maja 2013

Artykuł, "Wszystko wokół kasy "tańczy dokolusia".


     Wstając dziś rano nie sądziłem, że po raz kolejny temat przyjdzie do mnie niczym kot Kyle'a Chandlera ze "Zdarzyło się jutro". Ja to mam szczęście, prawda? Właśnie dzięki temu zbiegowi okoliczności dowiedziałem się, że przez władców kopalń będę biedniejszy a w moim domowym menu prawdopodobnie braknie niedługo mięsa.
  Jak donosi dzisiejsza "Gazeta Wyborcza" (31.05 Dział: Kraj wydarzenia, str 5) na jaw, prosto z czeluści najstarszych górniczych chodników wylazła afera, którą już teraz na podstawie kwot i ilości zaangażowanych w nią ludzi, nazwano "największą aferą korupcyjną w historii polskiego górnictwa". W aferę są zamieszane wszystkie największe spółki odpowiedzialne za górnictwo, od Jastrzębskiej Spółki Węglowej począwszy (największa i najbardziej dochodowa- niedawno weszła na giełdę), Katowickiego Holdingu Węglowego, KGHMu, Kompanii Węglowej, po mało znaną "Lubuski Węgiel". Co to za afera? Mianowicie: dyrektorzy i wysoko postawieni pracownicy w/w spółek (a jest to ok 40 osób z samego szczytu) otrzymywali łapówki w zamian za korzystne rozpatrywania przetargów na dostawy kombajnów górniczych, umów na konserwację maszyn podziemnych oraz prawie wszystkich innych usług. Wysokość łapówek to 10 mln, czyli jakieś 250 tysięcy na łebka. Jednak sprawa jak się pomyśli dłużej, sięga dalej i głębiej, odbijając się na górniczych kieszeniach. Tuż po tym, jak dostanie się ćwierć miliona łapówki, trzeba u tej firmy sprzęt zamówić. Jak podszeptuje mi Górniczy Skarbnik, jedna taka maszyna np: kombajn chodnikowy KTW-200 kosztuje 7 300 000 zł+23% VATu (taką cenę podają na forum leasingowym) co daje nam niespełna 9 milionów zielonych (jak wyczytałem na stronie kopex'u za taki kombajn zyskają nawet 9.5 mln). Idąc dalej, Skarbnik, wkurzony już mocno, podszeptuje, że przecież skądś te 9 melonów kopalnia musi mieć. Ma, więc bierze z przychodu (a tak dokładniej z tego co jeszcze nie zabrali im wierzyciele, bo kopalnie zadłużone są na miliony). Jak można podejrzewać nie może się to przecież nie odbić na całokształcie "oszczędności" danej spółki i kopalni. Potem okazuje się, że może braknąć na:
-wypłaty, wakacje pod gruszą (a to tylko 700 zł -VAT czyli ok 500 zł na rękę), premie, "14nastki". Nie wspominając o tym, że na niektórych kopalniach "kartki" żywnościowe chce się zabrać pracownikom powierzchniowym. W nie jednym domu, gdzie górnik lub pracowniczka powierzchniowa przynosi dziś mięso i zapełnia zamrażalnik za "bony", jutro tego mięsa nie będzie. Kto wie, może w następnym kroku zabiorą też mleko?
Zapytacie mnie dlaczego uważam, że to odbije się na moim życiu. Otóż gdy całą rodzinę ma się w górnictwie/koksownictwie i żyje się nadal w większości na ich koszt to odpowiedź nasuwa się sama. Zapewne znajdzie się ktoś zgryźliwy, który powie, że temu grubasowi mniej jedzenia się przyda. Otóż z informacji z mojego życia prywatnego: po 2 miesiącach (bez najmniejszej pomocy spółek węglowych) zrzuciłem 7 kilo tłuszczu. Dziś rano w stanie "tuż po wstaniu" (nikt nie chce mnie w takowym oglądać, łącznie ze mną) przypadkiem złapałem jeansy, które od ponad pół roku były przeze mnie starannie omijane ze względu na to, że są rozmiar mniejsze niż ich koledzy w szafie (co za tym idzie nie umiałem wcisnąć do nich tyłka). Po wciągnięciu ich na zadek i w miarę bezproblemowym zapięciu guzika mile się zdziwiłem, że oto wracają do użycia spodnie marnotrawne a moje wyrzeczenia w związku z dietą dały pierwszy naprawdę widoczny efekt.
Wracając do tematu afer- to nie wszystko. W tym samym wydaniu "GW", w części "Katowice" czytamy na pierwszej stronie : "Związkowcy w biznesie". Tu z kolei dowiadujemy się o tym, jak niegdyś sławne związki zawodowe, które w przeszłości walczyły o dobro robotników, górników i ogółu społeczeństwa, teraz robi kasę na pracy "dołowych" i na ich kieszeniach. O co w tym chodzi? Chodzi o to, że kopalnia by mieć większe zyski poszerza swoją działalność na weekendy i święta. Związkowcy otwarli sobie furtkę- zatrudnianie firm zewnętrznych, które w weekendy będą fedrować . Czyja spółka zewnętrzna wygrała przetarg na zatrudnienia? Jest to GSP - Górnicza Spółdzielnia Pracy, która w całości jest zawiadywana przez władców ze Związku "Solidarność". Kontrakt, który "wywalczyła" sobie ekipa GSP jest wart ponad 140 mln złotych. Kto zgarnia kasę? Solidarnościowcy i inni związkowcy, którzy kopalnię mają w rękach. Kto pracuje w weekendy? Ci sami górnicy, którzy pracują w tygodniu, co ciekawsze, jako, że to spółka "prywaciarz" to pracujący w niej górnik, zarządzany przez tych samych zwierzchników co w tygodniu, zarabia mniej, nie dostaje dodatków, które w ramach pracy w głównej spółce należą mu się. Piękna metody by zmusić kogoś do pracy za mniejsze pieniądze, w tej samej pracy i do tego w weekend i to wszystko w myśl walki o dobro pracownika. Oczywiście kopalnia/spółka musi te 140 mln zapłacić. Pytanie ponowne- skąd? Już drogi czytelniku sam dobrze wiesz skąd, i kto w zamian czegoś nie dostanie.
Skoro kroczymy już po temacie pieniędzy, warto wspomnieć o włodarzach mojego miasta Mysłowice i ich problemach z KZKGOPem. Otóż radni Mysłowic po przyjrzeniu się za co i ile płacą, oraz po przejrzeniu setek (jeśli nie tysięcy) skarg pasażerów doszli do wniosku, że coś z KZKGOPem zrobić trzeba. Powstał pomysł (już zaakceptowany przez naszego prezydenta, pana Edwarda Lasoka), w którym pierwsze skrzypce mogłyby zagrać firmy przewoźnicze z Jaworzna i Tychów. Niedawno Jaworzno i Tychy odesłały KZK GOP z kwitkiem i swoje pieniądze oddały rodzimym firmom by teraz te pełniły służbę dowożenia do szkół i pracy. Z tego co mi wiadomo mało kto na tą decyzję narzeka (no chyba, że ludzie z Jaworzna, którzy chyba nie mają kursów w weekendy oraz kursów nocnych w powszednie). Skąd taka rewolucja? Właśnie stąd, że ludzie zaczęli się buntować wobec traktowania ich jak bydło, które jeszcze za bycie bydłem musi płacić. Najwięcej skarg (jak donosi "Gazeta Mysłowicka") tyczy się lini 76 kursująca między "Katowice- Korfantego" a "Kopalnia Wesoła". Znam doskonale 76 oraz jej przyjaciółkę 77 i ta znajomość wcale nie jest fajna. Oba tabory to chyba najstarsze autobusy jakie można spotkać. Hałas jaki wydają obijające się o siebie elementy "karoserii" tych autobusów zmusza do noszenia słuchawek z atestem BHP i montowania amortyzatorów w wózkach i chodzikach inwalidzkich. Wiecznie zamknięte w upalne lato okna, wiecznie nieszczelne i otwarte okna w zimę i najgorsze deszcze, choroba zawodowa, która powinna dotykać jedynie pracowników młotów pneumatycznych- oto główne zarzuty wobec lini 76,77 oraz lini 672, którą sam jeżdżę codziennie na uczelnię, a w której okien nie ma w ogóle (klimatyzacja, jak mi powiedział pan kierowca jest "nienabita bo to za drogo"). Oczywiście fakt, że w/w linie wiecznie się spóźniają lub całkowicie wypadają z rozkładu nie musi być jakoś szczególnie podkreślany.
Górnikom życzę by ich przedłużająca się agonia w końcu się skończyła i by zaczęto szanować ich pracę- najcięższą jaką można w kraju znaleźć. Radnym i prezydentowi Mysłowic przesyłam pełen nadziei i oczekiwań uśmiech by dodać im odwagi w wykopaniu KZK GOPu, któremu płacą 13 mln rocznie. Chcę się nie spóźniać na uczelnię, nie pocić się jak w saunie w lato, w 50 stopniach w piekarniku marki ASKA*. Chcę też nie zamarznąć w najbliższą zimę. Gdyby ta ostatnia nadzieja spaliła na panewce- proszę, jeżdżąc "bliźniaczkami' zwróćcie uwagę, czy gdzieś na siedzeniu nie ma człowieka-sopla. Jeśli będzie- to przy pierwszych przejawach nadejścia wiosny, wystawcie mnie do słoneczka!

Tak wygląda kombajn chodnikowy KTW-200, jeśli jaracie się wielkimi maszynami, które mogą zrobić tunel lub urwać komuś korpus to zapraszam na stronę Kopex'u gdzie możecie znaleźć wiele takich cacuszek.


*ASKA- kolejny chybiony pomysł panów z KZKGOP, firma podwykonawcza odpowiedzialna za kursowanie 672.


Artykuł oparty na:
"Gazecie Wyborczej", 31 MAJ 2013.
"Gazecie Mysłowickiej" -//-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz