sobota, 23 listopada 2013

Gruzjo nadchodzę! Oraz NFZowskie nauczanie.

            Urodziny Radia Egida uczyniły mnie niemal kompletnie niesprawnym. Kompletna dehydratacja organizmu, pobudka „na bombie” i w ten sposób o godzinie 13:00 pan Kac Królewski zapukał do wszystkich mięśni oraz organów. Wracając powoli do żywych pozwoliłem sobie na przypomnienie tego, co ostatnio zostało mi obwieszczone w akademikowej kuchni.
            Podczas hodowania pet-unii w kuchni, spotkałem kolejny raz uroczą osobę, płci żeńskiej oczywiście, ciemnoskórą i zebrałem się na próbę rozmowy. Okazało się, że jest to Gruzinka, która…uwaga! Ma licencjat z filologii polskiej, robiony w Gruzji. Teraz koleżanka polonistka robi u nas magisterkę. I tu padło pytanie: -Gdzie lepsze uniwerki? W Polsce? Odpowiedź strzeliła mnie w gębę. Okazuje się, że według naszych gruzińskich przyjaciół mamy wyjątkowo przestarzały system szkolnictwa wyższego, a jedyną rzeczą jaka zdecydowała o magisterce w Polsce to oswojenie się z językiem i wysokie stypendium.
            Momencik…Gruzja? Lepsze uniwersytety niż my, Polacy, Europejczycy? Tak bardzo zachodni? Czy aby mówimy o kraju gdzie Rosjanie nieco zasiedzieli się w Abchazji i Osetii?
Okazuję się, że tak jest, a na pewno według tamtejszych studentów, choć statystyki Polski są znacznie lepsze w edukacji. W tym roku wylądowaliśmy na wysokim dla nas, 14 miejscu w rankingu 50 państw o najlepszym poziomie nauczania. Od 2007 r dołożyliśmy 3 miliardy do szkolnictwa (z 3,8 mld na 6,8 mld) i mimo to uważają nas za zacofanych. Jest to dla mnie odkrycie niemal tak bolesne jak wczorajsze wysiadanie z linii N657, kiedy to na wpół zaspany, na wpół niestabilny pod względem nawodnienia i ilości magnezu w organizmie- wyrżnąłem przepotężnie o to metalowo-plasikowe coś nad schodkami. Gwiazdozbiory, które ujrzałem sięgają daleko poza możliwości teleskopu Huble’a i pojęcia o kosmosie NASA.
            Zaczepiając o inne uczelnie polskie- rzuciłem wczoraj okiem na parę studentek, które wraz ze mną czekał na zbawienny transport w stronę akademików. Po szybkiej wymianie zdań, dowiedziałem się, że studentki medycyny, po wypiciu pewnej ilości wody życia i złocistego, bardzo szczerze mówią o tym jak są uczone medycyny i obchodzenia się z pacjentem. Mówiąc wprost- koleżanki Magda i Alicja stwierdzili, że uczą je jak robić pacjentów w wała. Jak się szybko delikwentów pozbyć z gabinetu i skasować jak najwięcej. I dziwić się potem, że usługi NFZ przyprawiają o nowe choroby zamiast zajmować się aktualnymi. Wkurza mnie to nadzwyczajnie i cholernie, że nic się nie próbuje zmienić, a pacjentów z góry traktuje się jak brytyjskich żołnierzy pod koszarami- dekapitacją.
Jedyną fajną rzeczą jaka wynikła ze spotkania z owymi sympatycznymi paniami było obejrzenie sobie naprawdę sporej galerii zdjęć trupów, organów i innych. Sadole byliby wniebowzięci, najfajniejsza była na wpół zmumifikowana głowa delikwenta, który musiał odejść w pół słowa, bo resztki jego twarzy wyrażały żal i przerażenie za zapomnienie o pierwszej miesięcznicy swojego związku.

Słowem ostatnim, biorąc pod uwagę aktualny stan NFZ oraz to, że raczej się nic nie zmieni, przytoczę fragment gruzińskiego toastu.


            „Oby drzewa, z których zrobią wasze trumny- jeszcze nie zaczęły rosnąć!” Zdrowie Egidy!
----------------------------------

Chciałbym was wszystkich zaprosić na zaprzyjaźniony blog pewnej wspaniałej recenzentki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz