Kiedyś
mieliśmy selekcję naturalną pełną gębą, najdurniejszy facet w stadzie, który niedostatecznie
szybko nauczył się, że do żywego bizona nie można zbyt blisko podejść był
zdrapywany przez kolegów z ziemi, kobieta, która zebrała złe owoce lub weszła
na teren drapieżnika też była mordowana przez teorię doboru Darwina. Życie na
swój sposób było proste, żyj, zabijaj lub giń. Kiedy doszliśmy do etapu
cywilizacji wszystko się zmieniło, odkrywając medycynę, rózgę i fach belferski
nauczyliśmy się wymijać selekcję, leczyć słabsze organizmy, wychowywać rózgą i MENem
nawet najgłupsze jednostki w stadzie. Teraz mamy tego skutki pod postacią
hipsterów, gimnazjalistek, zniewieściałych chłopcząt w rurkach z głosem Alvina
wiewiórki oraz posłów, oczywiście.
Odwiedzając
różne zakamarki internetu, serwisy informacyjne, prawdopodobnie trafisz na
kolejne newsy ostrzegające przed nadchodzącą śmiercią. Wychodzi na to, że powinniśmy
bać się wszystkiego. W tym tygodniu najgroźniejsze dla życie jest tatuowanie ciała, które grozi nam śmiercią w męczarniach
z powodu nowotworu, który tylko czeka na moment przebicie skóry przez igłę. Możesz
też zapić się na śmierć nie biorąc do ust grama alkoholu, wystarczy, że źle
zadziała antybiotyk i gorzelnię masz w żołądku, wątrobę w torbie a jelita
okręcone dookoła nogi[1]. Jeżeli
nie jesteś fanem tatuażu, nic straconego, agonia Cię nie minie, gdyż zawsze
możesz doświadczyć incydentu drogowego, zawału serca, udaru, AIDS, HIV, eboli,
zapalenia płuc, gangreny, tsunami, powodzi, tornado, lawiny błotnej i braku
wzwodu. Zajęcie miejsca w samolocie bez uprzedniego ubezpieczenia całej rodziny
do siódmego pokolenia wstecz jest traktowane jak ostatnia podróż samobójcy, nie
wspominając o możliwości śmiertelnego wpadnięcia pod koła wózka w jakimś
dyskoncie. Potrącenia przez pijanych kierowców ciężarówek przewożących C4 i
sentex to norma, z resztą tak jak możliwość oberwania kulki między oczy na
środku ulicy od somalijskiego pirata drogowego.
Aby uniknąć wszystkiego co napisałem
powinno się nie wychodzić z domu lub (w myśl pracodawców) z biura i miejsc
zatrudnienia by uniknąć wszystkiego co może Ci zagrozić. Powinniśmy być niczym
detektyw Monk, płacić podatki i bać się, bać okrutnie. Tylko czego ja się
pytam? Jedyne co napawa mnie ewidentnym strachem to zjedzenie przez
drapieżnika, upieczenie się w pożarze i utopienie, każda z tych rzeczy ma
bezpośrednie korzenie w czasach kiedy ogień był szczytem techniki, każda z nich
jest tak mało realna w 2013 roku, że bać się nie ma czego. Bloki reklamowe zasypują
nas propozycjami kupienia najnowszych tabletek na gardło, wmawiają nam, że jesienny
katar może być zalążkiem raka płuc a bez suplementów diety nie jesteśmy w
stanie przedłużyć gatunku, jesteśmy słabi i chorowici. Ostrzegają nas przed
niezdrowym żarciem, paleniem papierosów, alkoholem, seksem, szybką jazdą
samochodami, rozmawianiem przez komórkę w trakcie prowadzenia- czyli
wszystkiego co sprawia, że czujemy się dobrze i szczęśliwie. Do tego dorzuca
nam się poczucie winy za kupienie każdego litra paliwa i dezodorantu w skutek
czego już jutro za oknem będzie pustynia a religią panującą będzie Greenpeace. Według
mojej babci nawet powrót do domu po zmierzchu graniczy z zapędami
autodestrukcyjnymi bo „takie czasy”, że na każdym rogu chcą Ci wbić igłę z
marihuaniną, pobić, zabić, zarazić chorobą weneryczną i okraść- w dowolnej
kolejności, na raz, w pakiecie. Prawda jest taka, że umieramy głównie na
nerwicę, głupotę i częste chodzenie do lekarzy.
Według raportów policji o wypadkach
drogowych w Polsce, na przestrzeni minionych 4 lat (2008-2012) ich ilość zmalała
o 24%, ilość zgonów w kolizjach spadła o 34% i wiecie co? Nie wydaje mi się by
to była zasługo Rostowskiego lub innego polityka. Po prostu coraz mniej ludzi
tak ginie bo coraz mniej ich jest- sami się zabijają przez głupotę sprawiając,
że Darwin nadal rządzi, jest bezpieczniej a średnia życia homo sapiens sapiens
na Ziemi cały czas wzrasta.
Świat zmalał, warto go zwiedzić,
warto nie przeżywać informacji o każdej katastrofie naturalnej w różnych
dalekich regionach globu i powtarzać, że „kiedyś tego nie było” bo było, tylko
nikt o tym nie wiedział lub były wartościowsze rzeczy do opisania w gazecie czy
dzienniku telewizyjnym. Więcej ludzi ginie z rąk psycho-muzułmanów i Radia Maryja
niż w skutek lawin. Kupujemy leki i antybiotyki na każdą okazję a potem idziemy
do innego lekarza bo siada nam wątroba, żołądek i nerki- koło Macieju
nabijające kapsę farmacji i dosypujące do bezdenności dziury budżetowej.
Chcesz żyć
spokojniej? Zdrowiej? Zatrzymać postępujące niewieścienie i wojujący feminizm? Jedz
i pij co chcesz, idź czasami na spacer, przejdź się pieszo po piwo i papierosy,
przestań chodzić do lekarzy i siadaj zawsze na tyle samolotu. Nie denerwuj się,
że wracając z imprezy zbierzesz od kogoś po gębie, uśmiechaj się do wszystkich
to wezmą cię za idiotę albo zaproszą na kolejkę boś „swój chłop”. Na koniec:
zrób sobie wielki tatuaż jeśli masz na to ochotę bo jedyny nowotwór jaki Cię po nim spotka to ZUS i Urząd Skarbowy.
zrób sobie wielki tatuaż jeśli masz na to ochotę bo jedyny nowotwór jaki Cię po nim spotka to ZUS i Urząd Skarbowy.
[1] Odniesienie do ciekawej
przypadłości pewnego Teksańczyka, który w skutek terapii antybiotykowej po
zjedzeniu węglowodanów wpadał w stan upojenia alkoholowego. Według badań
stężenie alkoholu w krwi Amerykanina sięgało 3,7 promila.
Od dziś moje felietony można znaleźć na www.felieton.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz