Przez minione 2 tygodnie kilka
razy korzystałem z Polskich Kolei Państwowych by dostać się w parę miejsc. Przemieszczałem
się na trasie Katowice-Kołobrzeg, , Kołobrzeg-Warszawa Centralna, Warszawa C.-Poznań,
Poznań-Kołobrzeg. W tym czasie miałem możliwość zapoznania się z aktualnymi
warunkami panującymi u naszych przewoźników i na naszych dworcach.
Wiecie, o
którym mówię? Tak, zgadza się, mowa o tym szklanym centrum handlowym, które dla
niepoznaki ma parę kas PKP by nazywano to dworcem. Już po przyjeździe odkryłem
pewną niedogodność. Zapomniałem kupić papierosów. To dość poważna sprawa bo pan
Raczek zaczynał dopominać się kolejnej porannej dawki oparów napędowych. Pierwszy
raz tego dnia miałem ochotę zrobić komuś krzywdę gdy zapytałem najbliższego
konserwatora powierzchni płaskich o sklep. Dlaczego na GŁÓWNYM DWORCU,
najważniejszej stacji kolejowej w województwie nie ma całodobowego? Czy jeśli
jedziecie autem nad morze to czekacie do 8:30 aż otworzą stację benzynową? Nie,
po prostu stacje są otwarte cały czas by wasze auto miało napęd- ja też go
muszę mieć i są to fajki. Gdyby jakikolwiek turysta, obcokrajowiec czy inna
osoba wobec, której można być ksenofobem wysiądzie na naszym dworcu by kupić
sobie coś do picia to jedyne co zrobi to pogłaszcze swoje euro i użyje ich w
innym kraju bo w Polsce, wielce ważnym członku UE nie ma nawet sklepu na dworcu.
Kanapka? Kebab? Gazeta lub Panoramiczne na drogę? Zapomnijcie. Jedyna otwarta
rzecz to SUBWAY gdzie bagietka kosztuje tyle co paczka Marlboro Gold i
McDonald, który o 5 rano ma na zmianie samych nowicjuszy, którzy bardzo się
starają by wyschnięte szczątki oczekujących na zamówienie za bardzo nie
śmierdziały. To przecież głupota! Po to mamy dworce główne by w trakcie
przesiadek i postoi móc iść kupić sobie coś ciepłego do jedzenia, piwo,
papierosy czy prezerwatywy bo cała paczka poszła już między Katowicami a Poznaniem.
A tutaj? NIC! Jak strzała wybiegłem z dworca i pomknąłem do 24h na ul. Dworcowej.
Wpadam, szczęśliwy, że jednak drzwi otwarte czekają na klienta by dowiedzieć
się…że nie mają papierosów. To już grube przegięcie! MONOPOLOWY, 24 DOBOWY- BEZ
PAPIEROSÓW!?
Po upewnieniu się, że naprawdę nigdzie
nie kupisz fajek w stolicy śląska, zmartwychwstaniu gdy okazało się, że moje
zamówienie w Maku zostało znalezione pomiędzy wpół żywymi nuggetsami,
umościliśmy się z dwójką towarzyszy w przedziale. Szok. Czyściej niż w moi
pokoju nim go opuściłem parę godzin wcześniej, okno chodzi w miarę gładko,
drzwi się domykają, zasłonki nie urywają przy najmniejszym chuchnięciu babci z
astma. Cieszyłbym się pewnie bardziej gdyby nie fakt uporczywego nacisku w
klatce piersiowej drącej się o dymka. Wchodzę do WC a tam kolejny szok- deska
nie opada, kibelek perfekcyjnie czysty, działające gniazdko 220V, mydło w
płynie, papier…No wszystko jest. Jak to możliwe? Tutaj mnie olśniło- przecież
ten tabor stąd rusza, jeszcze nikt nie zdążył naświnić bo nie przejechaliśmy jeszcze
przez Poznań, którego mieszkańcy łaszą się nawet na „mydełka” w WC. Jednak
właśnie miasto skąpców poratowało mnie i mego palącego kompana Jacka. Gdy tylko
po paru godzinach przeżytych na 4 cienkich papierosach, które znalazłem w
torbie z laptopem (a o których zapomniałem- dzięki babciu!) wyskoczyliśmy na
pierwszej dużej stacji z postojem, wybiegliśmy z pociągu, nabyliśmy po 2 paczki
papierosów na zapas by wsiadając do pociągu zauważyć gdzie stoimy…Poznań!
Jeśli
brak sklepu na dworcu i podejrzana czystość taboru to mało, to warto bym
wspomniał o cenie biletu. Zapłaciłem jakieś 37 zł. Wszystko fajnie, ale kiedy
wyrywałem się na weekend z nad morza do stolicy by celebrować wesele, to cena
biletu postanowiła rozpruć mój portfel. Kołobrzeg-Warszawa kosztowało mnie 45
zł. Gdzie tu sens? Ze Śląska na Zachodniopomorskie tańsze o 8 zł niż z
Zachodniopomorskiego do Mazowieckiego? Pytam w kasie dlaczego by usłyszeć, że „jest
zmiana przewoźnika i studencki 45”. Co z tego, że zmiana przewoźnika? Czyżby jechał
innymi torami? Był wygodniejszy? Szybszy? NIE. Więc co? Mam płacić za
przesiadkę w Szczecinku i czekanie tam 45 minut na dalsza część podróży? Człowiek,
który pomyślał sobie, że zedrze trochę kasy bo pierwszy pociąg to REGIO a drugi
IC powinien zostać utopiony w najobrzydliwszym kiblu PKP (lub powieszony gdyby
akurat wody nie było). Dlaczego nie mogę kupić jednego biletu na całą trasę i
zapłacić za niego? To tak samo idiotyczne jak to, że PKM Tychy, PKM Jaworzno i
KZK GOP mają różne bilety. Trzeba by wziąć przykład z prywatnych przewoźników np
na trasie Katowice-ZiemiaZakazana. Tam się wsiada, reguluje płatność z kierowcą
i po sprawie. Omińmy problemy z rozliczeniem dochodów z biletów dla
poszczególnych frakcji- płaćmy w tym autobusie, do którego wsiadamy i tyle.
Droga powrotna z Warszawy do
Kołobrzegu była kompletną porażką. Szczerze, to pierwszy raz poruszałem się sam
po stolicy. Dworzec centralny na początku był dla mnie - było nie było
miastowego- labiryntem Minotaura. Szybko poszukałem Ariadny i idealnie, dwie
minuty przed odjazdem taboru Warszawa-Poznań zjechałem schodami na peron z
myślą, że bilet kupię u konduktora. Wtedy odezwał się cudowny głos, który
zapowiedział 40-50 minut spóźniania. Szlag mnie trafił. Ludzie masowo zaczęli
przeciskać się na schody a ja setny raz pytałem świat, dlaczego moja orbita
przyciąga głównie łokcie i inne wystające kości ludzkie, które sprawiają, że z
miejsc o dużym natężeniu ruchu wychodzę jak po solidnej burdzie w barze, w
którym 10 sunnitów i 10 szyitów pokłóciło się o prawo do ślubu z nie oznakowaną
kozą.. Ja postanowiłem, że dzięki temu zaoszczędzę 8-10 zł za bilet
konduktorski i pójdę do kas.
Myślałem, że większego absurdu
jak „zmiana przewoźnika” nie spotkam, jednak Warszawa pokazała, że potrafi zaskakiwać.
Pani w okienku patrzy na mnie dziwnym wzrokiem i czeka na zamówienie.
-Do Poznania, 10:48, studencki.
-Ale on już odjechał, nie mam go
w systemie.
-Co? Przecież ma 40 minut
opóźnienia! Jeszcze nie pojechał więc o co chodzi?
- No nie wiem, nawet jeśli ma
opóźnienie to według systemu już go nie ma i nie wypisze panu biletu, jak już
to następny o 13:xx.
Będę siedział i czekał jeszcze ponad 2 godzin by zapłacić 10
złotych mniej niż u konduktora? Kiedy ja muszę jechać tym i jeszcze zdążyć na
przesiadkę w Poznaniu by dołączyć do 2 osób, które również zmierzają na obóz?
-To ja panu mogę wypisać ten z
Poznania jeśli pan przy tym spóźnieniu teraz zdąż, ale ten teraz u konduktora.
Tu moja cierpliwość zaczyna się kończyć. Czyli co?
Konduktorzy mają umiejętność zaginania czasoprzestrzeni i oni na swoich
maszynkach mogą wystawić bilet na pociąg, którego nie ma już w systemie, ale pani
w kasie przy stałym łączu- nie? Dlaczego nie można mieć biletu bez zapisanej
godziny? Po prostu , tak jak voucher na bilet lotniczy czy coś takiego,
korzystasz kiedy chcesz, kasujesz i jedziesz. Nie, ja musiałem grzecznie czekać
bo pani w kasie nie wie jak to załatwić. Bogu dzięki, że przed podejściem do zdzierców
z PKP zdążyłem wyjść na dymka.
I ostatnia rzecz jaką PKP mi „Zafundowało”.
Miejscówki. By dostać konkretną miejscówkę trzeba nie lada wyczynu. Kiedy pani
konduktor udaje, że nie da się wprowadzić wagonu i miejsca ręcznie i co chwilę
robi wszystko od nowa by miejscówkę wylosować i marudzi, że nie zdąży sobie po
kawę przed obchodem- nie wierzcie diablicy. Da się, ale ja nie wiedząc o tym,
postanowiłem jej to wynagrodzić i postawiłem jej za te trudy małą czarną, po
którą musiałem przejść cały pociąg i wrócić nie wylewając niczego na pasażerów.
Zostałem wyruchany jak bohater dowcipu o „burdelu u sióstr Jadwiżanek” bo kiedy
wszedłem z kawą to kontem oka zobaczyłem jak pani wprowadza numerki jakie sobie
zażyczyłem. Wzięła kawę i poprosiła o opuszczenie przedziału konduktorskiego.
A pomyśleć , że w pierwszą stronę jechało nam się tak fajnie...
OdpowiedzUsuńJa do Gliwic ze Stargardu też miałem jedynie 3 godzinki opóźnienia w pełnym przedziale ;p