Tydzień
temu siedziałem w pokoju i zastanawiałem się, jak do diaska dostać się do
Zakopanego bez uszczerbku na portfelu. Ani PKS ani PKP jakoś nie chciały
oszczędzić mojego portfela, a ja musiałem się szybko decydować. Pośród maili od
koordynatorki wyjazdu znalazłem jedną odpowiedź, w której przeczytałem: „ja
jadę stopem, jeśli ktoś chce to prv”.
Powiem
szczerze, że moja jedyna autostopowa przygoda miała miejsce na trasie Ligota Panewnicka-
Dworzec PKP. Jedyny poranny autobus na dworzec, gdzie mieliśmy spotkać się ze
znajomymi, by pojechać w Beskid Śląski- nie przyjechał. I co zrobić? Wracać do
domu? I od niechcenia wyciągnąłem „kciuka” na przystanku. Pierwszy kierowca,
który przejeżdżał, zatrzymał się i uratował mój górski weekend. Jednak raczej
nie nazwałbym tego prawdziwą podróżą autostopem, a fartowną podwózką.
Teraz
zdecydowałem się, że trzeba spróbować prawdziwego hitch-hiking’u.
W ten oto sposób, w sobotę, po spożyciu kuraka z rożna na
masce Poloneza pod Gugalandrem, (zapomniałem, że mamy sobotę i z kawki nici!) spotkałem
się z Lensem na stacji benzynowej przy wjeździe na A4.
Arek.
Już po 3 próbie zagadania
kierowcy na stacji udało się znaleźć podwózkę. Arek wracał właśnie na weekend,
a blachy z Nowego Targu dobrze rokowały. Okazał się, że zabierze nas w okolice
Rabki-Zdrój, skąd jest już rzut mokrym beretem do naszego celu- Białego
Dunajca.
Nasz kierowca był facetem ok. 35-40
lat. Niedoszły student prawa Uniwersytetu Śląskiego, przez chwilę student
Politechniki Śląskiej, wylądował koniec końców w Akademii Ekonomicznej. Oczywiście,
że nie pracuje aktualnie w zawodzie. Teraz ma własną firmę, zajmuje się dostawą
i produkcją konstrukcji stalowych.
Nagle okazuje się, że jedziemy z
facetem, który pracując w różnych firmach, zajmując się budowlanką, zjeździł
Rosję, Chiny, Tajlandię, USA, Kanadę i całą Europę.
Gość zniszczył wszelkie stereotypy
odnośnie budowlańca- buraka, marudy, szwagra od kładzenia kafelek . Co więcej,
facet biegle władał niemieckim i czeskim.
Właśnie w aucie budowlańca odbyła
się debata na temat pracowania w zawodzie. Podczas gdy ja i Arek uważaliśmy, że
jak już się pracuje w danej branży, trzeba wykarmić rodzinę, do tego utrzymywać
wiecznie marudzącą teściową, trzeba brać zlecenia takimi jakie są. Zawsze się
trafi na palanta, który uważa, że dzięki pieniądzom może z fachowca zrobić
służącego. Lensu zapierał się, że on, jako coacher, sam będzie sobie wybierać
klientów (chce celować w coaching celebrytów, muzyków i innych), jak mu się nie
spodobają, to nie weźmie ich zlecenia. Sam opis kierunku „Doradztwo
filozoficzne i coaching” w jego wydaniu był zagmatwany i jak dla mnie
idiotyczny. Według Lensa coaching, to szukanie rozwiązania problemu danej osoby
i harmonii wewnętrznej, jednak bez końcowego rozwiązania problemu, ponieważ każdy
musi mieć jakiś cel i drogę, a szukanie rozwiązania to właśnie to. Sorry, jak
dla mnie, to zbyt dziwne i pokręcone. Jeżeli ktoś ma problem ze sobą- idzie do
terapeuty, psychologa lub psychiatry. Dostaje leki, wygada się i idzie do domu.
Choć ja zdecydowanie bardziej wolę iść się napić i pośmiać. To, że nie czuję
sensu życia nie znaczy, że poszukiwanie sensu ten problem rozwiązuje. Po prostu
musze znaleźć coś, co temu życiu nada sens- hobby, miłość, wymarzoną robotę.
Arek, jak i ja byliśmy w tej
kwestii zgodni- jesteśmy realistami, a sprawa coachingu zalatuje nam nieco szukaniem
dziury w całym. Naprawdę, nie mam nic do filozofii życiowej Lensa, jest
gościem, którego pozytywna energia i optymizm mogą porwać nie jedną osobę. Jednak
życie to nie bajka.
Po przejechaniu niemal 70% trasy,
nasza podróż z Arkiem dobiegła końca, a to do czego po tym doszliśmy wraz z
kierowcą było proste- idealizmem i marzycielstwem rodziny nie wykarmisz, a
będąc studentem czegokolwiek, masz spore szanse na wylądowanie na polskim
rusztowaniu, w Tajlandii. I na pewno wyjdziesz na tym lepiej, niż na wykładaniu
na Uniwersytecie.
Choć
ja i Lens mieliśmy kompletnie inne poglądy, diametralnie odmienne spojrzenia na
rzeczywistość, okazał się genialnym towarzyszem podróży. To jednak jest nic w
porównaniu do uczucia, kiedy po zmarznięciu przy drodze, czekaniu na farta-
nagle ktoś się zatrzymuje. Udało się! Zaraz zagrzejemy się w aucie, tirze, na
pace w Reno Kangoo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz