Myślałem, że po piątkowym koncercie nigdzie się już w ten
weekend nie ruszę. Oczywiście, że była to nadzieja płonna. W sobotę imprezę
urodzinową urządziła moja serdeczna przyjaciółka. Jechałem do Gugalandra z
mocnym postanowieniem, że jadę tylko na „godzinkę, góra dwie, wypić jedno piwo”.
Prawdopodobieństwo, że tak będzie było równie wielkie jak moje zdziwienie, gdy
dziś rano po wytoczeniu się z autobusu, na telefonie spostrzegłem, że jest 9:00
rano. KTÓRA?!
Ostatnio
spotykałem się z wieloma spojrzeniami w moim kierunku. Nie muszę tłumaczyć, że
nie chodzi tutaj o spojrzenia kobiece, które by zdradzały ich chęć do zagadania
i umówienia się. Zdecydowanie nie. Chodzi raczej o to, iż ostatnimi czasy noszę
na głowie arafatkę, zawiązaną jak bandana. Parę osób witało mnie poprzez
arabski zwrot salam alejkum oraz Allachu Akbar. Ale wczorajszej nocy było
inaczej. Wychodząc z WC w „Scenie” zaczepiły mnie trzy chorzowianki, z czego
jedna, nieduża (lubię nazywać takie „kompaktowymi”) śliczna, blond dziewczyna. „ALE
MASZ ZAJEBISTĄ ARAFATKĘ”- usłyszałem i od razu urosłem w klacie o parę
centymetrów. I tak przez cały wieczór! Ot, odpowiedź mam dla was złośliwi hejterzy.
Od dziś nie noszę jej dlatego, że lubię i tak mi się podoba. Noszę ją żeby
dziewczyny zwracały większą uwagę na moją głowę, dzięki czemu odwracają wzrok
od mojej piwnej kegi, która dzieli drugi PESEL z Panem Tyłkiem.
Kiedy
obudziłem się ok. 15:00 i usłyszałem przez telefon, że „nigdy więcej nie chcę
Cię widzieć w takim stanie ” (mama) zaczął się najgorszy poranek w moim życiu.
Wczoraj złamałem wszystkie, ale to wszystkie moje zasady dotyczące picia
alkoholu. Jedną z nich jest by nigdy, przenigdy nie mieszać whisky z
jakimkolwiek innym alkoholem. Inną jest ta, która mówi by za żadne skarby
świata nie mieszać więcej niż dwóch rodzajów alkoholu- z
doświadczenia wiem, że takie mieszanki jestem jeszcze w stanie znieść. Istnieje
też zasada nakazująca mi, natychmiastowe opuszczenie lokalu, gdy zaczynam mieć
poważniejsze problemy ze składnią oraz gdy zaczynam coraz głośniej, parokrotnie
powtarzać coś co już powiedziałem.
Tutaj jeszcze mała dygresja upamiętniająca drużynę piłkarzykową, która jakieś 12 razy stawała w szranki z naszą drużyną ludzi gór (w składzie Jacek-Kocik, Jacek-Ja, Ja-Dominika). Nie wiem ile razy przegraliście, byliście najbardziej upartą i honorową ekipą, ale Karolina, która grała w waszej drużynie w dwóch ostatnich meczach podniosła poziom gry do czegoś między Walhallą i Olimpem. Nie wspomnę, że moim partnerem w tych meczach był hipsterski gość, który wcześniej grał w gejowskie rzutki a okazał się znakomitym graczem, którego po kolejnej niesamowitej wygranej uściskałem jak rodzonego brata.
Jednak
zawsze, nawet jeśli na wspomnienie swojego stanu mam delikatny uśmiech, to znajdzie
się ktoś kto się musi perfidnie przywalić. Nie ma, że wyjątek bo mam
nieludzkiego kaca, słońce wypala mi mózg a zebranie się do sklepu, 10 minut
drogi od mojego domu, zajęło mi ponad 4h. Zapytano mnie, czy ja, na tej swojej
filologii nie mam czegoś takiego jak sesja. Oczywiście nastąpiła burzliwa
kaskada, którą z technicznej strony nazwałbym dyskusją. Praktycznie nazwałbym
to czyimś „bólem dupy” na to, że mam czas żeby się bawić. Choć i moje
stwierdzenie okazało się mylne ponieważ ta osoba „lubi mnie denerwować, ma z
tego fun”. Od razu skojarzyło mi się to z moją babcią. Babcię P. kocham
serdecznie za wszystko i nigdy się mojej gigantycznej miłości wnukowskiej nie
zaprę. Kocham ją za: stanie w oknie, plotkowanie o czyimś życiu, wtrącanie się
w nie, posiadanie prywatnej siatki szpiegowskiej w dzielnicy (której nie
sprostało by ani KGB ani FBI,), irytowanie mnie, zaczepianie, opowiadanie
tekstów i dowcipów, których sprośność czasem nawet mnie zadziwia, za jej „złote
rady”, krzyczenie po mnie, moralizowanie, zaciąganie do kościoła, upominanie,
słynne obiady, poobiednie drzemki, chrapanie. Różnica jednak jest taka, że
babcia do tego wszystkiego ma święte prawo związane z jej wiekiem, tym, że jest
seniorką rodziny no i tym, że robi to w takim stylu, że nie sposób jej za to
nie kochać. Jest emerytką z jajami. Niestety babcia ma zdecydowanie zbyt dużo
wolnego czasu, którego skuli braku nogi (i kilku innych narządów, które teoretycznie
są do życia niezbędne) nie może spożytkować na spacery i inne przyjemność wieku
emerytalnego. Dlatego jak większość seniorów robi jako „osiedlowy monitoring” i
zajmuje się moim kuzynem. Czemu przytaczam tutaj opowiastkę o babci? Żeby
Tobie, droga osobo, która niemal na pewno to przeczyta, uświadomić, że moja 63
letnia babcia ma więcej wigoru niż Ty, no i jak chce mnie „denerwować bo lubi”
to robi to z klasą jakiej ty mieć nigdy nie będziesz. Więc zamiast sterczeć w
internetowym oknie, robić za „osiedlowy monitoring” na fb -idź się upić jak
nigdy wcześniej i wrzuć na luz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz