„Czy panowie
muszą tak napier***ać do bladego świtu?!” Nosz do jasnej cholery. Pytam się:
DLACZEGO?! Dlaczego, o 8:00, kiedy ja po raz pierwszy od 3 dni chcę się wyspać
to oni muszą przybyć? Czy cholerni kosiarze traw nie mają związków zawodowych,
które wywalczyłyby im wolne soboty? Przebudziłem się słysząc to cholerne i
przeciągłe „wzzzzwwiwiiiwwzzziiiwww” pod oknami. „Kurwa”- pomyślałem jak Konrad
w „Dniu Świra”. Czy po wczorajszej nocy, po 3 dniach dwugodzinnych drzemek na
dobę, człowiek nie zasługuje na minimum poszanowania tej cholernej soboty?
Wczoraj
między 6 a 8 rano byłem najszczęśliwszym złożonym organizmem na ziemi. Jednak
kiedy o 8 musiałem powrócić do żywych by jechać na uczelnię, szczerze błagałem
w duchu by ktoś mnie zabił, pragnąłem śmierci. Siła woli jakiej użyłem by
postawić swoje cielsko w pozycji pionowej i zmuszenia kończyn do jakichkolwiek działań,
nie mających na celu powrót pod kołdrę, była iście epicka. Sam Ryszard Pawłowski napisałby do mnie depeszę gratulacyjną niczym Messner do Kukuczki :„Nie
jesteś gruby, jesteś wielki!”* Nawet świadomość, że zaraz zjem z braku czasu
Monte wcale mnie nie pocieszyła. Ale prezentacja na zajęcia skończona, trzeba
tylko się tam pokazać, dać ją, zabrać wpis i jechać, w któreś miejsce gdzie
mogę znowu paść w otchłań snu. Miałem jeszcze świadomość, że tego dnia jestem
umówiony na koncert z dziewczynami z uczelni. Okazało się, że jadą osobno, na
dwie różne imprezy po czym spotykają się i jadą na „Golden Vision” w Hucie
Utemana. No i co? Miałem wybierać? Wolałem być taktowny i przy okazji mieć
wymówkę by nie iść nigdzie indziej jak do łóżka. Dzwonił nawet kumpel, którego
kapela gra na koncercie koleżanki nr 1. Siedząc w autobusie, z trudem-
odmówiłem.
W końcu
wszedłem do domu babci gdzie miałem się zatrzymać. Pierwszy przywitał mnie Golden
„Kiery”. Trzeba z nim przecież wyjść. „Japierdole, kurwa.”- dlaczego dziś? Fakt
jest taki, że uwielbiam wychodzić z nim na spacery, głównie mnie się słucha. Jednak
w tamtej chwili szczerze zastanawiałem się, czemu moja ciotka (dom babci jest
patriarchalny) nie wybrała dla kuzyna chomika lub nie zasiliła Goldenem tutejszej
kebab-budy. Kiedy już, już byłem blisko by zdrzemnąć się na kanapie u babci, w
jakiś sposób zaczęła się rozmowa ze znajomą idącą na koncert nr 2, że
koleżanka, która też miała być, wystawiła ją. „Kurwa”- pomyślałem po raz setny
tego dnia. Koncert jakiegoś punkowego zespołu, Zakazane Miasto, ona sama, a ja
wcześniej obiecałem, że pójdę, no nic. Zebrałem dupę w troki i szczerze
żałowałem, że jestem nie fair wobec kumpla i drugiej koleżanki. Jednak koniec
końców okazało się to dobrym pomysłem.
Dotaszczyliśmy
się do Zakazanego Miasta. Wraz z tłumem pseudo-punkowej młodzieży, rodzin i
innej gawiedzi, odnaleźliśmy scenę. Nie. To nie jest to czego oczekuję od słowa
„koncert”. Sama próba dostania się w okolice wejścia pod scenę albo ToiTojów
graniczyło z cudem. Znowu ktoś mnie szturchnął, jakiś kark w szeleszczących
gaciach spycha mnie na prawo, ścisk, tanie sikacze i hołota, która dokonała
sporych postępów w rozwoju wulgaryzmów. Wspominałem, że mam fobie społeczne?
Kiedy w zasięgu mojego wzroku kursuje więcej niż 10 osób to dostaję istnego
szału i rozglądam się czy przy którymś z obwoźnych punktów z piwem nie pracuje
Rosjanin. On sprzedałby mi klamkę lub kałasza za 12.30 zł i 10 fajek, w które
byłem wyposażony. Założę się, że gdybym wręczył takiemu moją „zbliżeniówkę” to
śmiało mógłbym liczyć, że pod wózkiem trzyma starego CKMa i taśmę amunicji
przeciwpancernej, które właśnie przestały mu być potrzebne. Wtedy zrobiłbym
szybko porządek z kilkoma falami ludzi, zabrał ich piwa i rozsiadł się na cudem
znalezionej wolnej ławce by słuchać jak pod celownikiem CKMu kapele robią wszystko bym był zachwycony.
Kiedy idę na koncert to liczę się
ze ściskiem- ale pod sceną, z tłumem drących się wniebogłosy ludzi, którzy
przyszli słuchać muzyki i skakać kiedy Karp-Bułka zaciągając góralszczyzną
śpiewa „I dopiero gdy zawoła Bóg”. Ale nie jest dla mnie koncertem nic, co w
trakcie trwania sprawia, że większość pigmejów-żulów, Emo-dzieci, warczących
monosylabami dresów, wypływa na ulicę jak karaluchy gdy gaśnie światło. Postanowiliśmy
przestać się użerać z tłuszczą i iść po parę piw do sklepu a następnie znaleźć
sobie miejscówkę by je spokojnie wypić.
Tak dawno nie ruszałem się
nigdzie poza „Scenę” i „Rudego Goblina”, że zapomniałem jak wielkie są uroki
siedzenia w plenerze z czteropakami. Co z tego, że moja cerata („skóra” z targu)
nie izoluje w pełni od zimna mojego kolegi, nosiciela drugiego PESELu- Pana
Tyłka. Co z tego, że ekipa 5 m od nas właśnie bardzo głośno układa nową
strategię rozwoju dla Reprezentacji Polski w piłce nożnej (i bardzo pomysłowo wiesz
psy na Fornaliku). Siedziałem z koleżanką, w dość miłym, cichym parku,
sączyliśmy piwo i kolektywnie paliliśmy na pół ostatnie papierosy. Poczułem
namiastkę tego co czują zazwyczaj harcerze na rajdach i hipisi na zlotach. Kontakt
z naturą, spokój i upojenie piwem, które oficjalnie miało kosztować 2.89zł. Mieliśmy
wypić by następnie ruszyć na koncert „Kulki” (podobno jakaś stara punkowa
kapela, której ostatnim wydanym dziełem była kaseta) i zobaczyć Karpia-Bułeczkę
z Zakopower’em. Jakoś tak się złożyło, że się strasznie wygodnie siedziało.
Huki koncertu dochodziły do uszu, mini ognisko zrobione z puszki po piwie i
opakowaniu z czteropaku jakoś umilało to siedzenie. Na koncert nie dotarliśmy.
I to chyba najlepsza część każdego (tego typu) koncertu! Właśnie o to chyba w
tym chodzi! Mieć pretekst, żeby iść się nieco poszlajać, „pożulić w parku” (jak
nazwała to znajoma) i nie mieć wyrzutów sumienia, że to trochę nie na poziomie.
Kiedy następnym razem udam się na
taką imprezę to wezmę paralizator. W ten sposób każdy kto się o mnie otrze, nauczy
się na całe życie żeby nikogo nie popychać. Wezmę też nie więcej pieniędzy niż
wczoraj, żeby móc wyposażyć się w to, co zeszłego wieczoru. Przydałby się
jeszcze ten gadżet dla kobiet, dzięki któremu te mogą iść pod drzewko i zrobić
to jak chłopcy (jankeski patent, jak znajdę zdjęcie to dodam) bo podczas gdy z
kumplem udasz się w ciszy pod najbliższy murek lub krzaczek by z namaszczeniem
sobie ulżyć, to z kobietą musisz szukać kabin przenośnych. Wszystko po to by na
koniec dnia zobaczyć jej minę mówiącą , że właśnie przechodzi traumę po użyciu „koncertowego”
ToiToia.
*Depesza Messnera do Kukuczki: „Nie jesteś drugi, jesteś wielki", 1987 r, gdy Jerzy Kukuczka zdobył Koronę Himalajów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz