środa, 7 września 2016

Filolog we krwi.


     Filolog leżał na zimnej posadzce. Nie miał pojęcia, że tymczasowa praca w chłodni z mięsem skończy jego jakże bujne literackie życie. Ostatnimi mrugnięciami powiek zarejestrował fakty z jego otoczenia. Powiększająca się kałuża czerwonego, gęstego płynu parowała tuż obok czarnych, wypastowanych na wysoki połysk butów. Jedne z ostatnich impulsów elektrycznych dotarł do karku, który drgnął i delikatnie uniósł głowę. Nad butami pojawiły się czarne garniturowe spodnie. Przy pasie do spodni zwisał pobrzękujący łańcuch. Ostatni dźwięk życia Filologa- podzwaniający metalowy łańcuch, taki jaki sam nosił przy wytartych jeansach. Czarna koszula i marynarka, której zwieńczeniem była głowa człowieka nie nosiła nawet śladu zagięcia czy plamy po szybkim ataku. Krótko ścięte włosy, gładko ogolona twarz i nieokreślony kolor oczu,  które wwiercały się w ofiarę miały być ostatnim obrazem, zamglonym parującą krwią, wypalonym na siatkówce Filologa. Postać pochyliła się, łańcuch brzęczał jak kościelny dzwon tuż przy uchu.
- To nic osobistego.- powiedział ze stoickim spokojem i na sekundę spojrzał nieobecnym wzrokiem w nieokreślonym kierunku. -A jednak osobistego. Po prostu to co bazgrałeś dziś już nie ma przełożenia. Może kilka felietonów miało jakieś celne pointy, dobre porównanie, ale czytając to myślałem, że nie możesz stać w moim cieniu i Bóg wie kiedy wyskakiwać. Wiesz. PR, jednolitość marki.
-Kim..?- zachrypiał Filolog, jednak reszta głosek utknęła gdzieś w krtani duszonej pierwszymi oznakami nadchodzącej kostuchy.
-Zasługujesz na tą odpowiedź.- napastnik spojrzał na Filologa upewniając się, że jeszcze kontaktuje, po czym kontynuował tyradę. -Choćby ze względu na to, że jesteś moją przeszłością. Czymś z czego wyrosłem, choć odrobinę też wstydliwym wspomnieniem. Nie ma Cię co winić, byłeś sumą tego co sam doświadczyłeś.- wyciągnął z kieszeni marynarki małą wrzoścową fajkę, dokładnie taką jaką Filolog posiadał, której ucisk czuł w kieszeni spodni. Morderca zapalił zapałkę i jednym wprawnym ruchem rozżarzył zawartość cybucha.
-Czemu się tak dziwisz? Fajka? Łańcuch? Dalej nie wiesz kim jestem? Przecież mówię, wyrosłem z Ciebie. To nie wyklucza zachowania pewnych przyzwyczajeń, miłostek do rzeczy martwych.
-Jesteś...- ponownie nie skończył Filolog.
Mężczyzna wyprostowała się. Zawiesiła dymiącą fajkę za zębami. Sięgnęła za pas i wycelowała Sig Sauera 1911 w serce leżącej na ziemi postaci.
-Pamiętaj, że zawsze będziesz żył tutaj- mówiąc to z przesadnym wzruszeniem wskazał wolną dłonią na swoją lewą pierś.
Filolog czuł, że to już ostatnie sekundy. Niezależnie czy postać strzeli czy też odejdzie, kałuża ścinającej się cieczy otoczyła go już unoszącą się parom. Na twarzy patrzącej znad szczerbinki wykwitł cień uśmiechu.
-Nazywam się..- dźwięk strzału na chwilę wypełnił każdy wolny zakątek pomieszczenia.-
...Hipokrytas.


                                         *                                   *                                 *

-Kurwa mać.- chusteczka higieniczna czerwieniła się coraz bardziej. Tak jak materiał, który próbowała oczyścić.
- Nosz kurwa mać. Debil.- mruknął do siebie sięgając po telefon i wykręcając bez patrzenia numer.
- Kochanie jak sprać krew z garnituru? No ten czarny. Jak to pralnia? Jak ja kurwa pójdę na ten pogrzeb?- przez chwilę wysłuchiwał odpowiedzi.
- Jak szybko to zrobią? Jest jakaś ekspresowa? Za dwie godziny muszę tam być. W Sielesii? Ok. Dzięki. Kocham Cię!- Zakończył połączenie.
-W Silesii...W Silesii.- mruczał żeby jak zwykle nie zapomnieć gdzie iść.- Z Silesii...Z Silesii. Hipokrytas z Silesii.
Wychodząc z części McDonalda przeznaczonej "tylko dla pracowników", uśmiechnął się olśniony ta myślą i poszedł do Galerii Katowickiej.









Drogi czytelniku. Powyższa historia stała się naprawdę. Aby się o tym przekonać zajrzyjcie na:

www.hipokrytas.blogspot.com

Pozdrawiam i czekam na Was.
Dawid.